środa, 17 kwietnia 2013

Zamknięcie Bloga

Otóż tak, zamykam bloga.
Powody, pytacie?
1) Kompletny brak weny.
2) Historia nie ma sensu.
3) Rozdziały są coraz krótsze.
4) Coraz mniej czytelników.
5) Banalne pomysły.
6) Zły styl pisania.
I mogłabym tak dalej wymieniać, ale po co? :( Zostawiam go żebyście w razie czego mogli poczytać co nieco. Może kiedyś do niego wrócę, co jest bardzo wątpliwe, ale nic na to nie poradzę.
Informuję tym samym o nowym blogu http://story-out-of-this-world.blogspot.com/ chociaż to pewnie nie najlepszy moment na ogłoszenie autorskiej historii.
No trudno.
Żegnam się z wami Potterheads, jeżeli wgl ktokolwiek to czyta.
Paaa !
~ Kath ;*

piątek, 5 kwietnia 2013

The Versatile Blogger

Jejku! Nie spodziewałam się aż tylu nominacji kochani! Jestem wam ogromnie wdzięczna! :D Zwłaszcza za to, że do tej nagrody wpisywaliście moje obydwa blogi (również story-from-mount-olumpus) z czego jestem strasznie dumna *_* To dla mnie ogromy zaszczyt :D Wielu z was mnie nominowało, a uwierzcie, że chodzenie i szukanie tych osób jest dla mnie męczarnią, więc po prostu : DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM ♥

Zasady :
1. Podziękować nominującemu.
2. Ujawnić 7 faktów o sobie.
3. Pokazać nagrodę na swoim blogu (w postaci wpisu).
4. Nominować 10 blogów, które twoim zdaniem na to zasługują.
5. Poinformować o tym fakcie autorów na ich blogach.

Ciekawostki o Katherine Jackson :

♥ Jedną z moich największych pasji jest pisanie i czytanie książek, robiłam to od małego. Moja pierwsza dłuższa opowieść miała 14 rozdziałów i mówiła o moim psie. Nie została ona ukończona.
♥ Mitologię grecką kocham od zerówki.
♥ Nie podoba mi się zakończenie serii "Igrzysk Śmierci"
♥ W wieku pięciu lat napisałam w pamiętniku, że UFO wylądowało na górze obok mojego domu.
♥ Mam psa, labradora o imieniu Ramzes.
 Będąc w zerówce wraz z przyjaciółką wymyśliłyśmy zabawę w tajne agentki a'la Winx. Wyszło na to, że uwierzyłyśmy, że w szkole pękają ściany, a w domu wyciągałam ręce do nieba i skakałam z łóżka drąc się "LINA!" licząc na to, że lina wystrzeli mi z rąk jak pajęczyna Spidermanowi xD Raz mi się nawet udało... A potem spadłam na podłogę.
♥ Trenuję piłkę ręczną.

Nominowane blogi ( golden twelve <3) :

1. http://new-generation-of-hogwarts.blogspot.com/
2. http://my-world-my-live-my-love.blogspot.com/
3. http://przeszlosc-ktorej-nie-posiadamy.blogspot.com/
4. http://zmysly-tez-moga-klamac.blogspot.com/
5. http://luna-and-george-love-story.blogspot.com/
6. http://you-always-be-a-part-of-me.blogspot.com/
7. http://follow-the-happiness.blogspot.com/
8. http://fantasy-cupcakes.blogspot.com/
9. http://historia-jakiej-nie-znaliscie.blogspot.com/
10. http://fremionelicious.blogspot.com/
11. http://ginny-and-draco-magic-love.blogspot.com/
12. http://luna-george.blogspot.com/

Nie umiałam nikogo wykluczyć, więc daję 12 ;P Kolejność nie gra roli, więc proszę się nie obrażać, bo chodziłam według listy komentarzy, obserwowanych itp. Lecę informować was na blogach, mam nadzieję, że jesteście zadowoleni z nominacji :*  
Wszystkich, którzy wchodzą na mojego bloga informuję : TO SĄ HISTORIE GODNE NIEJEDNEGO ŚWIATOWEJ SŁAWY AUTORA! ♥
Kocham was!

~ Kath .

środa, 3 kwietnia 2013

ZAWIESZENIE BLOGA

♥ ~ UWAGA ~ ♥


Z racji kompletnego braku weny jak i również aktywności z waszej strony zawieszam tego oto bloga. Dopóki nie najdą mnie chociażby najdrobniejsze pomysły nie wrócę tutaj.
Wzięłam sobie za cel doprowadzenie tej historii do końca i tak zrobię, ale na razie nie jestem w stanie.
Bardzo was za to przepraszam.
Jeżeli którekolwiek z was ma jakieś propozycje proszę pisać na maila hogwarts.message@gmail.com
Obiecuję, że mimo wszystko będę komentować wasze blogi.
A jeśli zatęsknicie za moimi opowiadaniami zapraszam na 
http://story-from-mount-olympus.blogspot.com/ 
gdzie nadal pojawiają się nowe rozdziały.
 Liczę na wasze szczere opinie i komentarze co do obydwu tych historii i mam nadzieję, że ta krótka rozłąka nie zniechęci was do czekania na nowe wpisy.
Pozdrawiam!
♥ ~ Wasza kochająca Kath ~ ♥

środa, 27 marca 2013

Rozdział 12

Buahahah w końcu wzięłam się za pisanie :D Przepraszam jeśli powypisuję w tym rozdziale zdania, które nie mają sensu, ale mam dzisiaj taką głupawkę, że nie mogę poskładać myśli :D Rozdział dedykuję Wam Wszystkim <3 Dziękuję za tyle komentarzy!!!! Wow, biję własne rekordy ;33 Okej, nie zanudzam was, bo i tak mało kto to czyta i zapraszam na rozdział 12 :DD

XII ~ "Serce przytłoczone ciemnością, nie da rady otworzyć oczu"


~ ~ ~

Bellatrix biegła jak szalona nie mogąc się zatrzymać. Nie przepadała za ciemnymi, długimi tunelami. Szczególnie, gdy musiała zdążyć z wiadomością. "Oby ON tam był!" - pomyślała wbiegając do ogromnej komnaty. Było w niej czarno nie licząc jednego kręgu światła na samym środku. Płonące pochodnie ustawione były w kole. Na podłodze narysowana była czaszka z rozwartą szczęką, z której wychodził wąż. Zaraz za tym ołtarzykiem stał ogromny fotel. Blada postać siedziała na nim obracając w palcach swoją różdżkę. Tom Riddle wstał i uśmiechnął się do niej. Jego twarz była jeszcze bardziej zmęczona niż ostatnim razem, gdy się spotkali, czarne włosy sterczały na wszystkie strony, a równe, biały zęby lśniły jeszcze bardziej złowrogo. Brunetka padła przed nim na twarz drżąc z podniecenia na całym ciele. Nareszcie była z nim sam na sam.
- Witaj, mój panie... - szepnęła cicho podnosząc ostrożnie wzrok.
- Nie obawiaj się, moja droga... Nic ci się tu nie stanie. Podnieś się. - odparł spokojnie.
Black wstała patrząc na niego z podziwem było to dla niej niesamowite przeżycie. A potem przypomniało jej się po co tam pobiegła.
- Panie... - zaczęła. - Twój plan jest narażony na niepowodzenie. Narcyza wraca w tej chwili do domu.
Jego twarz spochmurniała. Zmarszczył nos i przewrócił ręką stojak na świece.
- To niemożliwe. - burknął.
- Powóz już na nią czeka...
- CZEMU NIE POWIEDZIAŁAŚ O TYM WCZEŚNIEJ?! - ryknął.
Upadła ponownie na podłogę tym razem pod wpływem strachu. Zacisnęła usta i starała się nie rozpłakać.
- To wszystko przez nią... - szepnęła.
- PRZEZ KOGO?!
- ... przez Andromedę.
Voldemort spojrzał na nią z niedowierzaniem i uśmiechnął się złośliwie.
- Twoja głupia siostra słono za to zapłaci... Ale... Wszystko w swoim czasie.
Bellatrix przełknęła ślinę.
- Zapłaci?
- Tak... Zapłaci. A ty zostaniesz nagrodzona za swoją wierność, posłuszeństwo i... I szczerość oczywiście.
Coś błysnęło jej w oczach.
- Naprawdę? Ale... Jak?
Spojrzał na nią z kpiną, ale szybko zamaskował to skromnym uśmiechem.
- Bellatrix, będziesz najwspanialszą panią śmierciożerców jaką widziałem.
- Panią śmierciożerców? - wstrzymała oddech.
- Oczywiście, ale powtarzam... Wszystko w swoim czasie. - mruknął.
Zapatrzył się w ogień igrający na czubkach świec, a jego postać przybrała złowrogi wygląd.
- Daj mi rękę.
Bella wzdrygnęła się gwałtownie, jakby na te trzy słowa czekała od dawna. Uklękła przed Czarnym Panem i wyciągnęła dłoń. Riddle chwycił ją za przedramię i przejechał po nim długimi palcami.
- Jesteś już gotowa...

* * *

Narcyza odsunęła się od Lucjusza i uśmiechnęła się do niego niego smutno. Jej oczy pod wpływem płaczu zrobiły się bardzo duże i wyraziście niebieskie.
- Zmoczyłam ci szatę... - szepnęła wycierając powieki rogiem płaszcza.
Kąciki ust Malfoya uniosły się lekko w górę. Spojrzał na nią wzrokiem dodającym otuchy.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze.
Sam podszedł do niej i znowu ją przytulił. Zimowy chłód opatulał ich twarze, lodowaty podmuch rozwiewał włosy, a śnieg prószył na ubrania.
- Będziesz chory. - szepnęła.
Testrale zarżały cicho, co dało jej znak, że powinna kończyć już pożegnanie. Oddaliła się powolnym krokiem i postawiła nogę na stopniu powozu. Obróciła się jeszcze by pomachać chłopakowi i weszła do środka. Tam rozpłakała się na dobre. Opuszczała Hogwart. Miejsce, w którym była naprawdę szczęśliwa. Miała zmienić szkołę? Uczyć się w domu? Czekała ją tu taka przyszłość! Gdy dojechała na dworzec w Hogsmeade jej ciuchy wyglądały jakby przeżyły ulewę. Wysiadła taszcząc za sobą kufer. Po kilku minutach nadjechał pociąg. W tym roku Express Hogwart-Londyn nawiedza ją wcześniej. Zagryzła wargę i wpakowała się do pustego wagonu. Wyciągnęła paczkę żelków, które dostała wraz z ostatnią sową i zapatrzyła się w migające za oknem krajobrazy.

* * *

- MALFOY! Jak dobrze cię widzieć! - ciemnowłosy chłopak wpadł na blondyna chwytając go mocno za ramiona.
Ten wyszarpnął się trafiając dwunastolatka w pierś.
- No, no, no... James Potter. - prychnął. - Czego tu szukasz?
- Sensacji, kochany Lucku. - wyszczerzył zęby i otoczył go ramieniem. - Dawno nie słyszałem o dobrej historii miłosnej. Może za nią pojedziesz co? Już widzę nagłówki szkolnej gazety!
- Jesteś debilem. - odepchnął go i ruszył dalej korytarzem.
Gryfon nie dał za wygraną i pobiegł za nim.
- No weź, zgrywam się tylko. - uśmiechnął się. - Wiesz, że cię lubię, nie?
Malfoy zaśmiał się teatralnie i skręcił w stronę lochów.
- Słuchaj, Potter. Nie wiem o co ci chodzi, ale nie mam zamiaru włazić z tobą w żadne układy. Słyszałem jak się to kończy.
- Czyli jednak jestem sławny... - uśmiechnął się figlarsko. - No weź, to będzie tylko jednorazowy numer.
- Powiedziałem ci już, że nie.
- Oj no weź... Wiesz, że mogę rozgadać wszystkim o tobie i tej małej, nie?
- Wiesz, że mamy dopiero dwanaście lat i nikt ci nie uwierzy, nie?
- Nie.
- No to masz problem. - odparł i ruszył schodkami w stronę pokoju wspólnego.
- Czyli mogę im to powiedzieć? - zawołał za nim.
Zatrzymał się w półkroku i obrócił na pięcie. Westchnął cicho patrząc na czarnowłosego. Wrócił się i spojrzał mu zacięcie w oczy.
- Jaki znowu numer? - zapytał z rezygnacją.
- Wiedziałem, że się skusisz. - uśmiechnął się. - Ale musisz mi obiecać, że nikomu nie piśniesz ani słówka i nie wycofasz się. - uniósł brew.
- Obiecuję.

* * *

Felix siedział na parapecie przy klasie Flitwicka i czekał na Andromedę. Jego dziewczyna jak zwykle w weekendy załatwiała coś w sprawie gospodarstwa domowego. Nie powie, że nie było to irytujące, ale jak mus to mus. Wreszcie klamka poruszyła się i wypadła z niej brązowowłosa dziewczyna krzycząc głośno.
- CO ZA PAWIAN! - wrzasnęła i stanęła naprzeciw niego. - Nie da mi ponownie napisać wypracowania, a pomyliłam w nim jedno zaklęcie!
Zaśmiał się cicho chwytając ją za rękę.
- Nie martw się, na pewno wszystko będzie dobrze i i tak wypadniesz najlepiej.
Przytulił ją, a ona westchnęła cicho kładąc mu rękę na ramieniu.
- No i co, ale nie będzie perfekcyjnie...
- Jesteś perfekcyjna w każdym calu, więc nawet jak zrobisz coś nieperfekcyjnie, to z nie perfekcyjności wyjdzie nie perfekcyjna perfekcyjność czyli będzie perfekcyjnie.
- ... Czy ty słuchasz czasem tego co mówisz? - zaśmiała się schodząc z nim na dół.
- Nie wierzę, że ten czas tak szybko leci... - mruknął zmieniając temat.
- Taaak... Niedawno co było rozpoczęcie roku, a tu już za tydzień święta.
- Nasze wspólne święta. - uśmiechnął się chwytając ją za dłoń i uśmiechając się. - Zostajesz w Hogwarcie?
- Nie wiem... Pogadam jeszcze z rodzicami. Możliwe, że się zgodzą. - uśmiechnęła się stając naprzeciw niego. - Nie martw się, będzie dobrze. - i pocałowała go.

* * *

- UMIERAJ DEMONIE!!! - wrzasnął mały, gruby Gryfon wskakując na jasnowłosego chłopaka.
- PETTIGREW, ZŁAŹ ZE MNIE SPAŚLAKU!
Remus Lupin wyglądał jakby brakowało mu powietrza.
- NIE JESTEM DEMONEM! A ZA KARĘ PRZY NASTĘPNEJ PEŁNI CIĘ POGRYZĘ! - wrzasnął.
- Oj, Luniaczku, to że jesteś wilkołakiem nie upoważnia cię do straszenia innych. - uśmiechnął się Syriusz podrzucając małą piłeczkę.
- Jeszcze zobaczymy. - odparł wstając.
- Niedługo będziemy musieli założyć ci kaganiec. - zaśmiał się James wchodząc do pokoju.
Rozsiadł się wygodnie na fotelu popychając stopą kucającego Petera, który wywalił się na brzuch.
- I jak? - zapytał go Syriusz szczerząc zęby.
- Zgodził się. - uśmiechnął się. - Lucjusz Malfoy weźmie udział w naszej małej akcji. A jak już pozbawimy Slughorna tych jego wkurzających baczków... i połowy włosów to będziemy mogli mu podziękować.
- A jak on niby ma się w tym przydać?
- Glizdku, ty się nie mieszaj. Ty robisz za odkurzacz. Gdzieś tam powinny być resztki moich chrupek serowych, zjedz je sobie.
- Okej! - odparł wyraźnie zadowolony padając plackiem na podłogę.
- Żałosne... - mruknął Lupin wstając. - Myślicie, że będzie można zwędzić coś z jego gabinetu jak już go ogolimy?
Syriusz gwizdnął.
- Luniaczku, ty?
Remus przewrócił oczami.
- Daj spokój. Przecież doskonale wiesz, że potrzebuję eliksiru. Może wtedy nie będę próbował odgryźć komuś głowy w trakcie pełni. - uśmiechnął się.
- Przydałoby się. Gdy zamieniam się w jelenia nie lubię, gdy ktoś zjada moje rogi. - mruknął James masując sobie głowę.
Peter zaśmiał się wynurzając brudną twarz z kołdry Jamesa.
- Ej, on chodzi z moją kuzynką, nie? - zapytał Syriusz łapiąc piłkę w ręce i chowając ją do szafki.
- Nie, nie chodzi... Ale chyba mu się podoba. Z resztą czy ja wiem? On nie lubi plotek, w zeszłym roku jak poszło, że śpi z misiem miał wstyd do końca szkoły. Myślę, że po prostu dba o reputację...
- Najważniejsze, że pomoże nam ogolić tego zgreda. - odparł - A jak przyczepi się do mojej kuzynki to ma w dziób. Po Andromedzie ona jest moją ulubioną osobą z rodziny. - uśmiechnął się.
- Pamiętaj, że teraz mieszkasz u mnie i jesteś moją rodziną. - mruknął Potter.
- No dobra, no to trzecią ulubioną. - odparł i rzucił w niego poduszką.
- Po co tak w ogóle chcemy ogolić Slughorna? - spytał Peter wydłubując czipsy z zębów.
- Za ten ostatni sprawdzian. - mruknął Lupin.
- Popieram! - wrzasnął Syriusz rzucając się na fotel Jamesa.

* * *

- Wróciłam do domu... - zawołała bez entuzjazmu Cyzia wchodząc do środka i rzucając bagaż w korytarzu.
- I bardzo dobrze, kochanie. - odparł ojciec zabierając kufer na górę.
- Szkoda, że mnie nie odebraliście. - mruknęła.
- Zapomnieliśmy o tobie! Nawet nie wiesz ile teraz się dzieje! - krzyknęła jej mama uśmiechając się. - Przynajmniej teraz będziesz mogła nam pomóc organizować ślub twojej cioci!
- Juhu...
Narcyza spochmurniała i natychmiast pobiegła do swojego pokoju. Jej mama ma rację... Wszystko czego jej teraz trzeba to ślub. Bo najważniejsze jest wsparcie rodziców.

~ ~  ~ 

... NIE LUBIĘ TEGO ROZDZIAŁU! Nie podoba mi się... Ale wstawiam, bo powinnam wstawić :P W ogóle weny nie mam na nic :// Nie wiem co tu dalej pisać, mam pewien zarys, ale jakichś konkretnych akcji zero :(( Pytanie : NA KTÓRYM ROZDZIALE SKOŃCZYĆ PISANIE? :33 Czekam na wasze odpowiedzi :*
NN na moim nowym blogu o herosach :D <KLIK>

PRZECZYTAŁEŚ => SKOMENTUJ :* To dla mnie bardzo wiele znaczy :D
Pozdrawiam! :*

wtorek, 12 marca 2013

Rozdział 11

Wybaczcie, że znowu musieliście tak długo czekać :) Mam ostatnio sporo na głowie :( Rozdział z dedykacją dla Lily Lou (zdrowiej kochana! :*), OliFFki, Wiktorii, AAlexy, Eveline i Cupcake :** Zapraszam ^^

XI ~ "Przyćmiony wzrok pociąga za sobą najgorsze scenariusze."


~ ~ ~ 

- Dlaczego? - spytała łamiącym się głosem zaciskając powieki - Dlaczego znowu to robisz?!
- Och, spokojnie... To tylko przedsmak tego co cię czeka... Nie bój się. To nic strasznego. Taka jest twoja przyszłość.
- Nie, nie chcę! Nie mogę!
- Oj, przestań... To twoje przeznaczenie. Nie bój się przeznaczenia. To nieuniknione.
- Czemu? - wydusiła ponownie.
- Przeznaczenie, kochana jest czymś co jest zapisane na kartach naszej historii od lat. To to co cię czeka, bezwarunkowo. Twoją przyszłością jest pomaganie mi.
- Nie chcę!
- Jeszcze zmienisz zdanie... - syknął głos puszczając jej rękę.
Dziewczynka opadła na kolana ściskając mocno swoje przedramię. Tam gdzie Czarny Pan jeździł końcem różdżki widniała czerwona plama. Miała być do czegoś przygotowywana. Syknęła głośno z bólu i odgarnęła kosmyk blond włosów opadających jej na twarz. Ona, Narcyza Black, właśnie przed momentem oddała się na zawsze w ręce Voldemorta. Zaufanie do złoczyńcy... Czy to ma sens?

* * *

Bellatrix po raz kolejny przerzucała strony gazety sprzed lat. Wzmianka o Riddle'ach wprawiła ją w niemały zachwyt. Bo to przecież takie słodkie... Zemsta na własnej rodzinie.
Westchnęła cicho opierając głowę o kolana Dołohowa.
- Och, coś mi się zwraca jak tylko na nich patrzę. - mruknęła Alecto demonstrując wymioty.
- Tak, czuję coś podobnego. Ciekawe czemu ona nie chce ci wierzyć... - Andromeda pochyliła się nad wypracowaniem na transmutacji.
Pokój wspólny był o tej porze zatłoczony. Po lekcjach wszyscy Ślizgoni woleli odpocząć w cieple kominka. Za oknami pojawił się już pierwszy śnieg, więc błonia były całe białe, tego popołudnia miała się odbyć wielka bitwa na śnieżki z Gryfonami lub (jak kto woli) napaść ze śniegiem na Gryfonów.
- On zawrócił jej w głowie.
- Niestety... Trzeba by znaleźć jakiś sposób żeby udowodnić jej, że on ją wykorzystuje.
- Tak, martwię się o nią. To w końcu moja przyjaciółka... Wredna i niewdzięczna, ale... przyjaciółka.
- Spoko, coś wymyślimy. - szepnęła Andromeda klepiąc blondynkę po ramieniu.
- Na pewno.

* * *

- Uwaga!
Kolejna biała kulka przefrunęła nad głową Cyzi. Schyliła się gwałtownie i wytknęła język w stronę chłopaków z drugiej klasy.
- Pudło!
Ktoś skoczył jej na plecy i wywrócił ją. Rudowłosa dziewczynka z pierwszego roku natarła jej głowę śniegiem śmiejąc się przy tym wniebogłosy. Ktoś momentalnie zrzucił ciężar z jej pleców i pomógł jej wstać. Podniosła się spojrzała w oczy Lucjusza.
- Razem? - spytał zabawnie się uśmiechając.
- Razem.
Po pół godzinie byli już przemoczeni do suchej nitki. Mimo to nadal ciągnęło ich nad zamarznięte jezioro. Wpadli na nie z impetem kręcąc przy tym piruety. Paczka przyjaciół odgrywała jakiś zabawny taniec na lodzie przepychając się nawzajem. Lód był na tyle gruby, że dał radę utrzymać kilku rozbrykanych Ślizgonów, ale nie... Hagrida, który popędził za nimi wrzeszcząc coś o niebezpieczeństwie. Kieł skoczył na pomoc olbrzymowi, a cała reszta wpadła na drugi brzeg jeziora ledwo trzymając się ze śmiechu na nogach. O lepieniu bałwana nie było niestety mowy. Słońce chyliło się ku zachodowi, a temperatura coraz bardziej spadała. Wszyscy zbierali się już do zamku na kolację. Wszyscy znajomi rozbiegli się w mgnieniu oka jakby wcale nie istnieli. Malfoy patrzył na Narcyzę uśmiechając się. Zarumieniona ruszyła do Hogwartu uważnie wpatrując się w czubki swoich kozaków.
- Cyziu! - rozległ się za nią chłopięcy głos.
Obróciła się na pięcie i zobaczyła pędzącego w jej kierunku Lucjusza.
- Zostawiłaś bransoletkę w śniegu... - mruknął od razu chowając dłonie do kieszeni płaszcza.
- Dziękuję ci... To naprawdę... miłe. - szepnęła całując go delikatnie w policzek i sprężystym krokiem ruszając do zamku.
Nie wiedziała dlaczego tak zrobiła, ale widziała to kiedyś na jakimś mugolskim filmie. Stwierdzając, że był to przyjazny gest wspięła się po schodkach i ruszyła do Wielkiej Sali.
Irytek przemieszczał się pomiędzy stołami wrzeszcząc coś niemiłosiernie i zmuszając wszystkich do zatykania uszu. Jutro się wyprowadza. Nie dotarło to jeszcze do niej... Już dzisiaj spakuje walizki, rano wyruszy pierwszym pociągiem do Londynu, a pod wieczór będzie już siedzieć w swojej sypialni. Momentalnie zbrzydło jej całe jedzenie na stole. Spróbowała przełknąć gulę, która utkwiła jej w gardle i podniosła się. Musi czym prędzej trafić do swojej sypialni inaczej rozpłacze się na oczach wszystkich. Wybiegła przez główne drzwi wpadając po raz kolejny na blondyna. Otarła łzę i zamrugała powiekami żeby nie było niczego widać. Nie poskutkowało. Zamiast tego kolejne słone krople spłynęły jej po policzkach. Wyminęła chłopca i ruszyła do pokoju wspólnego. Wparowała do sypialni, zatrzasnęła drzwi i weszła do łazienki. Czyżby jedynym sposobem było przyłączenie się do Toma Riddle'a na stałe? Westchnęła głęboko przekręcając szufladę i wpatrując się w podłogę, w której powstawała dziura i powoli ukazywały się schodki...

* * * 

- Nie możesz tak po prostu jej traktować! - warknęła Alecto popychając Dołohowa na szafkę w pokoju wspólnym. - Ty jej nie kochasz!
- Oczywiście, że nie. - prychnął. - Nie moja wina, że jest na tyle głupia by mi wierzyć. Potrzebuję jej tylko do jednej rzeczy, dlatego z nią jeszcze nie zerwałem.
- Jak możesz ty.... - zamierzyła się by go uderzyć, ale ten złapał ją za nadgarstek. - To dlaczego próbowałeś mnie pocałować?!
- Czy ja wiem? Przypływ chwili... Jestem już taki z natury.
- Całujesz się z każdą jaką spotkasz?
- Nie, to zwykle one to robią. Cóż poradzić, mój urok osobisty... - wyszczerzył się. - Tylko nie ty. To mnie zaintrygowało.
- Jesteś kompletnym idiotą! A co z Bellą?
- Gdy już załatwię swoje to się jej pozbędę. Jest jak każda. Prosta, naiwna, głupia...
- PROSTA, NAIWNA I GŁUPIA TAK?! TYLE DLA CIEBIE ZNACZĘ?! - wrzasnęła Bellatrix wychodząc z szafy, o którą oparty był brunet.
- Bells ja...
- Żadne Bells! Jak mogłeś?! Zaufałam ci!
- Ale...
- Z nami koniec! Jesteś kompletnym idiotą! LEVICORPUS! - ryknęła i wściekła ruszyła do sypialni.
Alecto wyszczerzyła zęby w triumfalnym uśmiechu.
- Tak... Nie znałam tego zaklęcia, ale... Przyda się. - dodała i opuściła pomieszczenie.
Bellatrix siedziała w swojej sypialni i tępo gapiła się w ścianę, siostra Carrow siedziała koło niej obejmując ją ramieniem.
- Przepraszam, że ci nie wierzyłam. - mruknęła sztywno.
- Nie ma za co. Teraz będzie już jak przedtem. - uśmiechnęła się.
- Taaak. Jak przedtem. - odparła nadal nie poruszając się.
- Chodź, zakradniemy się do kuchni po jakieś lody. - zaproponowała ciągnąc ją za rękę.
- Nie teraz. - szarpnęła ją. - Muszę coś załatwić.

* * *

Słońce leniwie wkradało się do sypialni jedenastolatki. Narcyza siedziała na krześle obserwując latającego po niebie pegaza. Nie zastanawiała się wtedy co zwierzak tam robił. Myślała wyłącznie o swojej rodzinie. Dlaczego to ją spotkał TAKI los? Zabrała swoje rzeczy i powoli zwlekła się ze schodów. Stała opatulona przed drzwiami Hogwartu czekając na powóz. Stukot kopyt niewidzialnych testrali oznajmił czas wyjazdu. Westchnęła głęboko i zrobiła krok do przodu.
- Czekaj!
Obróciła się powoli i z ogromnym zdziwieniem zauważyła stojącego na schodach Lucjusza.
- Będę tęsknił. - uśmiechnął się smutno i wzruszył ramionami.
Stał w samej szacie, co znaczy, że dopiero co się ubrał i popędził od razu do niej. 
Odwzajemniła uśmiech i stała przez chwilę patrząc się na niego. Dziewczynka w końcu zdobyła się na odwagę i podbiegła do chłopca. Objęła go i wtuliła w jego ramię.
- Ja też będę tęsknić...

~ ~ ~ 

Okej, no wybaczcie. Nie udało mi się nic rozwinąć ;c Tak, jest krótki, nie lubię go ani jego długości i wgl... Ach, ta krytyka :P Dzisiaj pojawi się również nn na nowym blogu - zapraszam :D
Liczę na wasze komentarze ;)
PRZECZYTAŁEŚ - SKOMENTUJ :33
To naprawdę wiele dla mnie znaczy :)
Pozdrawiam, wasza Kath ;D

czwartek, 7 marca 2013

Infoooo ;33

1. No więc troszkę nie na temat x33
Chciałabym was zaprosić na mojego kompletnie nowego bloga :D Piszę go od dzisiaj :P Co nie znaczy, że nie będę pisać tu ;) Prawdę mówięc nowy rozdział już tuż tuż! ♥
Tematyka bloga "Percy Jackson", ale spokojnie. Nawet dla tych, którzy nie czytali sagi postaram się pisać jasno. Strasznie liczę na wasze komentarze - początki są najtrudniejsze :D
Zapraszam!
http://story-from-mount-olympus.blogspot.com/

2. No i jeszcze jedno - zmieniłam dane Google :D 
Od teraz jestem Katherine Jackson... Trzeba się wyróżniać spośród "Hermion" :P
Pozdrawiam :*

piątek, 1 marca 2013

Rozdział 10

Na początek chciałam wam serdecznie podziękować za komentarze <3 Jesteście mistrzami :* Kocham wszystkich, którzy dodali mnie do obserwowanych, jestem strasznie wdzięczna :* Co jeszcze? Wybaczcie mi nieobecność - internet świruje :// Wpis z dedykacją dla OliFFki :D Serdecznie zapraszam :*


X ~ "Czyste serce przywraca wzrok, oczyszcza oczy".


~ ~ ~ 

Narcyza była nieprzytomna. Niesiona w powietrzu słyszała tylko odgłos łamanych gałęzi pod stopami człowieka, który wprowadził ją w stan otumanienia. Nienawidziła go. Wszystkie te historie o nim, o tym jaki jest okropny, potwierdziły się. Nie, zdecydowanie nie zasługiwał na to by być w rodzinie. Ale dlaczego Black wynosi ją do Zakazanego Lasu? Co tym razem chce zrobić?
- Wybacz mi, Cyziu, ale jesteś jedynym świadkiem naszego wejścia do pokoju Ślizgonów, więc musisz ponieść karę. - Syriusz opuścił ją na ziemię i uśmiechnął się do niej przyjacielsko.
- Natychmiast mnie uwolnij! - syknęła. - W tym lesie jest bardzo niebezpiecznie!
- Oj, przestań. Wierzysz w takie głupoty jak wilkołaki? - zaczął się śmiać i puścił oczko do chłopaków stojących za nim, jeden z nich poczerwieniał. - Zapewniam cię, że dziś ci nic nie zrobią. - uśmiechnął się.
- To po co mnie tu przywlekłeś?!
- No wiesz, skoro już znamy wejście do waszego salonu musimy to jakoś wykorzystać... Taki mały dowcip. - uśmiechnął się ponownie. - A ty tu zostaniesz żebyś nie mogła nam przeszkodzić.
- CO?! Czyś ty kompletnie zdurniał?! Sama?!
- Nie sama... Pettigrew cię przypilnuje.
Grubas pokiwał ochoczo głową, a potem nagle zbaraniał. Zrozumiał o co chodziło jego przyjaciołom.
- Ja?
- Tak, ty, Glizdku. Nie wykręcisz się. Nie zapominaj dzięki komu Andromeda wie, że ci się podoba.
- Nie zapominaj, że to nieprawda i zrobiłeś to żeby go wkopać. - zachichotał chłopak w okularach.
- Oj, daj spokój, James. Peter chętnie zostanie, prawda? I tak nam się nie przyda podczas tej akcji.
- Ale...
- Łapo, nie jestem pewien czy to na pewno taki świetny plan. - odrzekł blondyn, który do tej pory patrzył ze współczuciem na małą dziewczynkę.
- Właśnie, ja też nie! - warknęła Narcyza patrząc nienawidzącym spojrzeniem na kuzyna.
- Oj, jak mi przykro. - mruknął. - A ty, Luniaczku się nie wtrącaj. Ty idziesz z nami.
Chłopak westchnął cicho i kiwnął przepraszająco głową.
- To, co? Wracamy do zamku?
Ponownie rozległ się chrzęst liści i już ich nie było. Jedenastolatka podkurczyła nogi trzęsąc się z zimna. Od ziemi ciągnął już zimowy chłód. Ona, dalej nieruchoma, nie mogła nic zrobić by się ogrzać.
- Mógłbyś oddać mi swoją szatę? - spytała słabnącym głosem.
Glizdogon zerknął na nią i niechętnie rzucił jej ubranie.
- Dziękuję - mruknęła. - Ale może zdjąłbyś ze mnie ten czar żebym mogła je założyć?
Machnął od niechcenia różdżką, a blondynka nagle odzyskała czucie w całym ciele. Sięgnęła po rzeczy i opatuliła się nimi. Nie wierzyła, że musi siedzieć w jednym miejscu, przez nie wiadomo ile czasu, z tym tępym baranem, z powodu głupiego syna siostry jej matki. Wzdrygnęła się delikatnie i przymknęła oczy. A tak właściwie to czemu nie może uciec? Przecież ten burak zdjął zaklęcie. Jakby natchniona tą myślą, zerwała się na równe nogi zaczęła swój szaleńczy bieg. Nastolatek rzucił się za nią, ale jakie on miał szanse z wysportowaną, młodą dziewczyną, która miała taką parę w nogach jakby była ładowana na baterie? Dziecko nie widziało dokąd dokładnie pędzi, kierowało się w stronę (jak się mu zdawało) świateł wydobywających się z chatki gajowego. Minęło mały budynek, okrążyło błonia i wpadło z impetem do szkoły. Od razu skierowało się do lochów, podało hasło i weszło do pokoju wspólnego. Jej oczom ukazał się straszny widok. Cały salon oblepiony był jakąś zieloną mazią. Wszystkie fotele, obrazy, portrety, stoły, krzesła, ławki. Wydała z siebie przerażony pisk. Na ten sygnał Yaxley wynurzył się z sypialni.
- Mogłabyś siedzieć ci... Ojej... Coś ty najlepszego zrobiła?
- Ja... ja... To nie byłam ja! - warknęła spoglądając chłopakowi w oczy.
- Zapłacisz za to młoda.
- Ale to naprawdę nie ja! 
Blondyn był zdenerwowany podszedł do schodów i zaczął zbiegać ku niej, ale gdy tylko postawił stopę na dywanie... BUM! Smród łajna wypełnił pokój. Z sypialni zaczęły napływać nerwowe pomruki i krzyki, coraz to nowe osoby pojawiały się na korytarzu.
- Co wy wyprawiacie?! - wrzasnęła Bellatrix.
- To nie ja, to ona!
- Nieprawda!
- BELLA! - wrzasnęli na raz.
- Nie jestem waszą matką! - wydarła się.
- Ej, ej spokojnie... - mruknęła Alecto wynurzając się ze swojego pokoju. - To na pewno da się wyjaśnić. Cyziu, może ty?
Jedenastolatka szybko opowiedziała im o Gryfonach, którzy się tu wkradli. Jak można było się spodziewać - nikt jej nie uwierzył, nikt prócz Andromedy, która spojrzeniem wyznała jej współczucie.
- Przecież to niemożliwe!
- Musieliby znać hasło!
- Albo tajne przejście... - szepnęła prawie niesłyszalnie Alcto i ruszyła do portretu wszczynając nową erupcję łajnobomb.
Obraz był jakby przylepiony do ściany.
- To niemożliwe... Daję słowo, że oni tu byli. - mruknęła Narcyza dotykając palcami płótna. - Jakim cudem to...
- Nie wiemy co robicie, gdybyście przestali macać Salazara byłoby miło. A TY następnym razem przyznaj się po prostu do winy zamiast zrzucać wszystko na dom lwa. I tak poniesiesz konsekwencje. - prychnął jakiś pryszczaty Ślizgon i zniknął w swojej norze. 
Pozostali poszli w jego ślady. W salonie została tylko Andromeda i Cyzia. Usadowiły się na najmniej zabrudzonym glutem fotelu i przytuliły się.
- To naprawdę nie ja. - szepnęła cicho blondynka, po czym zamknęła oczy i usnęła.
- Wierzę ci, kochana... Wierzę.

* * *

Dołohow siedział na parapecie wpatrując się tępo w kamień. Czuł jakieś dziwne wrażenie, że za tą ścianą kryje się coś magicznego. Oczy mu błyszczały, a serce waliło młotem. Uśmiechnął się jakby widział własne odbicie i przeszedł trzy razy wzdłuż korytarza. Przed nim ukazały się drzwi. Nacisnął ostrożnie klamkę i powoli wszedł do środka. Pomieszczenie było prawie kompletnie puste. No tak - PRAWIE. W centrum komnaty błyszczało. Szklana, pionowo postawiona szyba w srebrnej ramie. Brunet podszedł i przejechał palcami po odbiciu. Po raz kolejny trafił na lustro Ain Eingarp.

* * *

Słońce wpadało przez zasłonięte okno do zielonego pokoju wspólnego. Dosłownie zielonego. Skrzaty domowe krzyczały na całe gardło coś o chuligaństwie, bałaganiarstwie i nieczystości, ale na widok przecierającej oczy Narcyzy raptownie urwały i uśmiechnęły się przyjacielsko. Dziewczynka prychnęła, wstała i pobiegła do swojej sypialni. Stanęła przed lustrem i z niesmakiem spojrzała na liście w swoich włosach. 
- Głupi Zakazany Las. - mruknęła i zabrała się za wyczesywanie patyczków.
Blondynka nie była brzydka. Jej niebieskie oczy błyszczały, podkreślone kości policzkowe ślicznie pasowały do jej smukłej sylwetki i zgrabnej budowy. Tak, miała tylko jedenaście lat, ale już było widać, że o wiele bardziej wyglądem będzie przypominać matkę niż ojca. Andromeda i Bellatrix nie były takie. Były urocze na swój sposób jednak żadna z nich nie miała tak ślicznego uśmiechu. Dziewczynka umyła się i ruszyła na śniadanie. Przy stole już prawie nikt nie siedział - wszyscy pognali na błonia żeby rozkoszować się pierwszym śniegiem. Zajęła swoje stałe miejsce i nałożyła sobie stos naleśników. Wiedziała, że dostanie szlaban za "jej wybryk", więc musiała nabrać sił. Gdy zaczęła napychać sobie usta pysznym ciastem, ktoś opadł na siedzenie koło niej. Chciała warknąć "Spadaj", ale tylko uśmiechnęła się. 
- Cześć, Cyziu. Długo spałaś. Czekałem na ciebie.
Dziewczynka zarumieniła się. Lucjusz Malfoy NA NIĄ czekał?
- O co chodzi?
Nagle przybrał bardzo poważny wyraz twarzy, co przeraziło Narcyzę. Wyciągnął z kieszeni szaty zwitek pergaminu i podał jej go zaciskając usta. 
- Przeczytaj... Na osobności. - puścił do niej oczko i poszedł.

* * *

- Ty wredny, nędzny, zapchlony chamie! - wrzasnęła Alecto celując różdżką w Dołohowa. - Jesteś kompletnym debilem! Jak możesz jeszcze udawać, że to wszystko co się stało to moja wina?!
- To ty mnie pocałowałaś...
Siostra Carrow nie wytrzymała. Podniosła jakiś wazon i rzuciła nim w chłopaka. Ten uchylił się przed ciosem w ostatniej sekundzie.
- Zwariowałaś! - krzyknął.
- Masz jej powiedzieć prawdę, słyszysz! Bellatrix ma wiedzieć!
- Co mam wiedzieć? - w drzwiach sypialni Antonina stanęła Black.
- To on się na mnie rzucił... On cię nie kocha, nie rozumiesz?
- A ty w kółko o tym samym! Daj już nam spokój co?! - podeszła do chłopaka i pocałowała go krótko.
Ten objął ją w pasie i uśmiechnął się szyderczo do blondynki.
- Właśnie, Alecto. Daj nam spokój.
Dziewczyna pchnęła go na ścianę, opuściła pomieszczenie i trzasnęła drzwiami, za którymi stała Andromeda.
- Nie masz nic innego do roboty tylko podsłuchiwanie?!
- Ja... Tylko usłyszałam krzyki i... Ech. - westchnęła. - Ja ci pomogę, Al.
Dziewczyna stała przez chwilę patrząc na trzynastolatkę po czym rozkleiła się jak małe dziecko i wpadła jej w ramiona. 
- Już dobrze.

* * *

Narcyza stała w sypialni przygryzając wargę. Za dwa dni się wyprowadza. Teraz to ją uderzyło. Musi mu powiedzieć. Spojrzała na komodę obok lustra i przekręciła w prawo trzecią szufladę. W podłodze zrobiła się dziura. Powoli pojawiały się kolejne schodki. Schodziła nimi wolno uważając. Przejście nad nią się zamknęło pozostawiając na podłodze tylko małą karteczkę, na której wypisane były dwa słowa. 

"JUŻ CZAS"

~ ~ ~

Tadaaaamn? Nie wiem czy wam się podoba, ale wydaje mi się, że was troszkę zaskoczyłam ^^ No dobra, liczę na wasze komentarze. Nie wiem kiedy pojawi się nowy rozdział, ale mam nadzieję, że mnie nie opuścicie? :33 Pozdrawiam, postaram się wejść jak najszybciej. Paaaa ♥

poniedziałek, 4 lutego 2013

Rozdział 9

Witajcie moi kochani ♥ Ach, jak się cieszę, że odzyskałam laptopa <3 Nie wiem na jak długo, ale jest ♥ Poprawiłam tę nieszczęsną czcionkę xD Mogę tylko powiedzieć, że postaram się, by ten rozdział był ciekawszy niż poprzedni <3 Zapraszam do lektury :33 Wpis z dedykacją dla Wiktorii i Lily Lou ;3


IX ~ "I znowu mierzą się wzrokiem jak wrogowie. Każde chciałoby powiedzieć drugiemu dużo więcej, ale żadne nie śmie."


~ ~ ~ 


Alecto była wstrząśnięta. Zamarła w bezruchu zamknięta w szczelnym uścisku Dołohowa. Gdy tylko dotarło do niej co się dzieje, odepchnęła go gwałtownie i wrzasnęła na całe gardło:
- Czy ciebie już do końca pogięło?!
Podszedł do niej i zatkał jej usta dłonią.
- Cicho, bo wszystkich obudzisz. - szepnął, ale po chwili tego pożałował. - AU! Ty gryziesz!
- I biję, i kopię. Na mnie radzę uważać.
Zawahał się, ale znowu zwrócił swą twarz do jej. Tym razem dostał w policzek z otwartej dłoni, wykonał obrót wokół własnej osi i upadł plackiem na dywan.
- Co ci odbiło?! Jesteś kompletnym idiotą!
O uspokojeniu rozeźlonej blondynki nie było już mowy. Krzyczała jak najgłośniej potrafiła, rzucała w chłopaka poduszkami, ciskała w niego upiorogacki i jednym słowem zmusiła do wstania wszystkich Ślizgonów. 
- O co tu chodzi? - spytał Yaxley mocując się z Carrow i powstrzymując ją przed wymierzeniem kolejnej kary brunetowi.
- Nie twój interes! - prychnęła mu w twarz kopiąc przy okazji skulonego piętnastolatka w brzuch.
- Alecto wystarczy! Wystarczy, rozumiesz?! PRZESTAŃ! - krzyknęła Bellatrix zawiązując szlafrok i stając na schodach prowadzących do pokoju wspólnego. 
Dziewczyna uniosła swoje niebieskie, pełne złości oczy na przyjaciółkę i odgarnęła włosy na plecy.
- Nie miałam po prostu wyjścia. - mruknęła marszcząc czoło i biegnąc do pokoju.
W jej dormitorium trzy współlokatorki patrzyły na nią spode łba. Za nią wparowała Bella.
- Co ci strzeliło do głowy? - spytała stanowczo wyganiając resztę czarodziejek z sypialni.
Przez dłuższą chwilę milczały. Siostra Amycusa patrzyła się tępo w ziemię opierając się o szafę, jej koleżanka zerkała na nią wyczekująco. Opadła na łóżko ukrywając twarz w dłoniach.
- Ja go naprawdę lubię. - zadławiła się łzami. - Nie rozumiem skąd w tobie taka nienawiść.
Prychnęła głośno.
- Skąd... Skąd we mnie... Skąd we mnie nienawiść? Skąd? Ha ha ha! - roześmiała się ironicznie. - Ten debil nie jest ciebie wart.
- Jak możesz tak mówić?! Myślałam, że się przyjaźnimy! Mogłabyś pohamować swoją uprzedzoną złość?! Zależy mi na nim!
- Ale mu na tobie nie!
- Skąd możesz to wiedzieć?!
- A stąd, że przed chwilą przyssał się do mnie jak pijawka! Ciesz się, że jestem lojalna i nie znoszę tego typa, bo równie dobrze jutro moglibyśmy być parą! - wykrzyczała z goryczą.
Bellatrix zadrżała. Patrzyła się z niedowierzaniem na przyjaciółkę.
- Ja... Ja nie chciałam wybacz mi. Powinnam być delikatniejsza. - mruknęła i objęła brunetkę ramieniem.
- Całowałaś się z nim. - podsumowała krótko.
- Tak. To znaczy nie... On mnie, nie ja jego.
- Kłamiesz. - syknęła.
- Słucham? Dlaczego niby miałabym to robić?
- Pewnie on ci się podoba, a gdy powiedział ci, że cię nie kocha tylko mnie, to się wściekłaś i zaczęłaś go okładać.
- Nie oszukuj samej siebie, Bellatrix. Nie trać przyjaciółki z powodu własnej głupoty.
Stały teraz na przeciwko siebie mrużąc oczy ze wściekłości.
- Moja przyjaciółka zniknęła w pocałunku mojego niedoszłego chłopaka.
- Bredzisz jak pijana. - mruknęła.
Ta prychnęła tylko jak rozjuszona kotka i opuściła pokój z trzaśnięciem drzwi.
Alecto wrzasnęła krótko i rzuciła się na łóżko. Zacisnęła mocno powieki chcąc przyspieszyć wypływ łez, których nigdy nikomu nie pokazywała. Umiała je powstrzymywać zawsze i wszędzie. Tylko gdy była sama dawała za wygraną i potrafiła poddać się udręce płakania. Nie było to dla niej przyjemne. Fakt, wyswobadzało ją to, ale jednak dręczyło poczuciem miękkości. To zdecydowanie nie było w jej typie.

* * *

"Nie jestem z kosmosu. Potrafię rozróżnić prawdziwe dobro od nieczystego zła. Mam swoje zasady Jestem upartą osobliwością skalnej ściany. Potrafię kochać. Jestem nieprzewidywalna. Wiecznie zabiegana. Typowy przykład, normalnej Ślizgonki. A czy zastanawiałeś się kiedyś jak to jest, przerwać maraton, przystanąć na chwilę, złapać oddech? Spotkało mnie dokładnie coś takiego. Czy było to coś złego? Czy pomogło mi w spełnianiu celów? Jeżeli spotkanie z Voldemortem mogę uznać za mój życiowy cel to owszem...".
- Panno Black, co pani teraz robi?
Andromeda podskoczyła na krześle i wrzuciła swój pamiętnik pod ławkę.
- Yyy... Wymyślam własny opis zaklęcia odbudowującego skały, panie profesorze.
Flitwick zmierzył ją podejrzliwym spojrzeniem, po czym kiwnął z uznaniem głową.
- Pokarzesz mi go po lekcji.
- Oczywiście.
" Super. I znowu zadanie dodatkowe." - pokręciła głową i zabrała się do roboty.
Zajęło jej to około dziesięciu minut, skończyła równo z dzwonkiem i z uśmiechem ulgi ruszyła do biurka nauczyciela. Ten tylko rzucił na to okiem i mruknął:
- Możesz odejść.
Posłusznie wykonała polecenie.
- Tyle pracy i wszystko na marne. - prychnęła schodząc po schodach do Wielkiej Sali na obiad.
Po drodze zdążyła jeszcze wpaść na swojego ukochanego chłopaka i pogruchać z nim troszkę w kącie. Chwyciła Felixa za dłoń, doszła do swojej najlepszej przyjaciółki i razem z nimi ruszyła do stołu wymijając czwórkę śmiejących się, dwunastoletnich Gryfonów. Nagle jeden z nich zawołał:
- Witaj, Andromedo!
Obróciła się piorunując młodszego o rok ucznia wzrokiem.
- Zaraz wrócę. - szepnęła do znajomych i zbliżyła się do chłopców. - Czego?
- Oj, co to za oschłość, Andziu. Może troszkę szacunku dla kuzyna?
- Posłuchaj mnie, Syriuszu*, nie chcę żeby Cyzia i Bella mnie zobaczyły. Wiesz, nie jesteś zbyt mile widziany w naszej rodzinie.
- Rozumiem. Po co przyjaźnić się z jakimś dziwnym Gryfonem nie? 
- Taki jest pogląd rodziców.
- Serio jeszcze mnie lubisz?
- Mhm, może trochę. - uśmiechnęła się. - Ale pospiesz się.
- No to jest sprawa.
Nachyliła się do niego.
- Podobasz się Peterowi. - roześmiał się.
- Wcale, że nie! - zaprzeczył Pettrigrew pokrywając się rumieńcem.
Czterej Gryfonów ponownie zachichotało kiedy za szatynką pojawił się jej chłopak.
- Jakiś problem? - spytał unosząc brwi.
- Wracajmy do stołu. - mruknęła dziewczyna wymijająco, kierując się do wskazanego miejsca.
Usiadła na drewnianej ławeczce i zanurzyła widelec w steku. Dokładnie nie wiedziała dlaczego Syriusz został hmm... odrzucony. Nie potrafiła pojąć tej logiki. W ogóle niczego nie mogła pojąć. Jakim cudem Voldemort znalazł się w Hogwarcie, dlaczego wyrzucił ją z sali, czemu tak mu zależy na poparciu kilku nastoletnich Ślizgonów, a na dodatek dlaczego Bellatrix właśnie rzucała w Dołohowa resztkami swojej sałatki.
- Ten świat jest pokręcony... - mruknęła do siebie.

* * *

Był wieczór. Narcyza siedziała na podłodze pokoju wspólnego susząc sobie mokre skarpety przy kominku. Na błoniach pojawił się już pierwszy śnieg, co nie obeszło się bez słusznej bitwy na śnieżki. Jedenastolatka nuciła z koleżankami jakąś melodię kiwając głową i podjadając czekoladowe żaby, które wysłali jej rodzice. W tym delikatnym oświetleniu wyglądała tak słodko i niewinnie. Nikt nie podejrzewałby jej o wejście w układy z przyszłym największym czarnoksiężnikiem świata, a tymczasem ta dziewczynka siedziała na podłodze mrucząc pod nosem jakieś sprośne słowa piosenki. Za tydzień miała opuścić Hogwart i nagle w sercu poczuła ogromny żal. Podkurczyła nogi, przestała śpiewać i zapatrzyła się w płomienie. Nim się zorientowała była już sama. Ogień dopalał się, a iskierki zgasły. Podniosła się i ruszyła ku schodom. Zatrzymała się przed portretem Salazara i opuszkami palców przesunęła po lasce z kamieniami. Obraz był piękny. Nie wiedziała tylko o jednym... Nim zdążyła odskoczyć, ramy odchyliły się ukazując przed nią człowieka, którego w tym momencie chciała zobaczyć najmniej.

* Huncwoci są już tu z racji informacji zawartej w prologu.


~ ~ ~ 


Ta daaaaamn :33 Nie wiem czy mi się podoba i nie wiem czemu jest taki krótki, ale może to zostało spowodowane bólem głowy i przez to straciłam skłonność do myślenia. No, liczę na wasze komentarze :D
SZCZERE komentarze ♥ Pozdrawiam was gorąco! Do przeczytania <3

środa, 30 stycznia 2013

Informacja :33

No więc chcę was przeprosić za nie dodawanie wpisu :P Brak komputera. Jakoś po 1.02.'13 napiszę rozdział i go wstawie ponieważ będęmiała dostęp :) Dzisiaj mam urodziny, więc musiałam przejść się do biblioteki by do was napisać <3 Kocham was! Obiecuję, że wszyyyystkie zaległości o któych INFORMUJECIE MNIE W SPAMACH i na pewno skomentuję ♥ + Po powrocie zmienię tą nieszczęsną czcionkę.
Pozdrawiam <333

sobota, 26 stycznia 2013

Rozdział 8

No więc na samym początku chciałam wam bardzo podziękować za ponad 3500 odwiedzin i 21 obserwujących *_* Jesteście cudowni :33 Pewnie zauważyliście drobne zmiany? :) Tak, czcionka i dwie nowe zakładki - zajrzyjcie jak będziecie mieli czas xD Rozdział dedykuję... Ojej dzisiaj dla odmiany wszystkim komentującym... Zapraszam was serdecznie :33

VIII ~ „Gdy wokół jest ciemno,pozostaje tylko spokojne czekanie, aż oczy przywykną do mroku."



~ ~ ~ 
 .

Minął tydzień od zdarzenia w tajemniczej komnacie, o której istnieniu nie wiedział nikt prócz szóstki Ślizgonów. Niedawno rozpoczął się rok szkolny, a tyle już zdążyło się wydarzyć. Bellatrix poznała Alecto i jej brata, zakochała się w chłopaku, o którym nic nie wiedziała, poznała chłopaka, o którym nic nie wiedziała, który – jak się później okazało – porwał i uwięził jej siostrę, całowała się z Dołohowem, jej wrogiem z czasów dzieciństwa, on prawie umarł, potem jakimś cudem znalazł się razem z Cyzią w tej dziwnej Sali za portretem Salazara, oboje zostali uwolnieni, wszyscy poznali Voldemorta, wplatając w to wszystko jeszcze fakt, że Andromeda ma chłopaka i nie wiadomo dlaczego została wyrzucona z pomieszczenia, gdzie przebywał Riddle. Po prostu uroczo. Brunetka siedziała właśnie na fotelu w pokoju wspólnym wertując kartki jakiejś starej księgi z biblioteki. Oczy miała podkrążone i spuchnięte, jej fryzura na głowie przypominała mieszkanie co najmniej 12 wiewiórek, a zdrętwiałe ręce przymuszone do pracy, pospiesznie przewracały kartki encyklopedii.

- Nic tutaj nie ma! – krzyknęła zdenerwowana, czując jak żyła na jej szyi pulsuje.

- Uspokój się, zaczynasz przypominać mi Andromedę. To mnie przeraża… Od kiedy tak fascynuje cię to, co znajduje się pomiędzy tymi zakurzonymi okładkami? – spytał Dołohow siadając naprzeciwko niej.

- Od kiedy dowiedziałam się, że mogę być dobrą śmierciożerczynią ot co. Znalazłam już fragment, w jakiejś gazecie sprzed paru miesięcy, o tym strasznym morderstwie w domu trójki Riddle’ów, ale nic więcej.

- A nie przyszło ci do głowy, że niczego nie znajdziesz w… „Historii Hogwartu”? – spytał podnosząc książkę i pokazując ją przyjaciółce.

Ta uderzyła się otwartą dłonią w czoło.

- Siedzę nad tym od kilku godzin! Dlaczego wcześniej nie zauważyłam co to jest? Dlaczego ja w ogóle wzięłam to COŚ z biblioteki?! – krzyknęła.

- Słuchaj, jesteś już trochę zmęczona… Idź się połóż.

- Ale przecież jest 12:00.

- Ale nie śpisz od wczoraj. Jutro jest niedziela, jutro się tym zajmiemy, obiecuję, że ci pomogę.

- Obiecujesz?

- Obiecuję.

- No, to… Ja chyba się położę.

Pocałowała go w policzek, na co on spłonął delikatnym rumieńcem.

- Wybacz… - szepnęła i poszła na górę.

- Nie ma sprawy. – odpowiedział, gdy ta zniknęła w drzwiach dormitorium.

Siedział jeszcze przez chwilę w miejscu, patrząc na porozrzucane po podłodze sterty książek i westchnął cicho. Czyżby Bella popadała w malutką obsesję? Szybko odgonił tę myśl i udał się na spacer po zamku. Włożył ręce w kieszenie spodni i ruszył zaludnionym korytarzem na czwarte piętro. Swobodnie przechadzał się po Hogwarcie. Znał każdy zakątek tego budynku i dzięki temu potrafił zniknąć bez śladu na cały dzień pozostając nieuchwytnym nawet przez „nieomylne przepowiednie Trelawney”. Chociaż, szczerze – kto by nie umiał? Ta jędza nie potrafiła nawet wywróżyć z fusów jak długo będzie trwało śniadanie, a co dopiero, gdzie ukrywa się jeden uczeń ze Slytherinu. W trzeciej klasie zniknął na dwa dni i nikt go nie mógł znaleźć, a zdesperowani szukali nawet w kuchennym piecu. Gdy się potem zjawił, na powitanie dostał szlaban do końca roku, ale warto było zobaczyć jak zdenerwowany Dumbledore rwie sobie włosy z brody. To był chyba pierwszy raz, gdy dopuścił się takiego braku kontroli nad własnym zachowaniem. Z zamyślenia wyrwał chłopaka dźwięk zamykanych drzwi. Obrócił się i stwierdził, że trafił do pokoju, w którym stało jedno lustro. Poznawał to pomieszczenie, ale wcześniej żaden przedmiot nie zagracał okrągłej Sali. Aż do teraz. Brunet zbliżył się wolno i przeczytał napis na ramie : „AIN EINGARP ACRESO GEWTELA AZ RAWTĄWT EIN MAJ IBDO”. Zainteresowany spojrzał w szklaną powierzchnię. Przez chwilę stał, widząc tylko swoje odbicie. Mlasnął głośno z zażenowania i kiedy miał już odchodzić zobaczył to. Odskoczył jak oparzony od magicznego przedmiotu nie wierząc swoim oczom. Rozejrzał się dookoła natrafiając wzrokiem na białe ściany tak niepodobne do widoku w zwierciadle. Wyciągnął dłoń uśmiechając się. Był kilka milimetrów od zaczarowanego odbicia, a kiedy opuszki jego palców musnęły szkło, usłyszał dźwięk naciskanej klamki i do pokoju niespodziewanie weszła Alecto. Zmierzyła go podejrzliwym wzrokiem i zamknęła za sobą drzwi. Patrzyła na niego spode łba, co upodabniało ją trochę do rozwydrzonej dziewczynki, która nie dostała cukierka. Przygryzła wargę lustrując chłopaka spojrzeniem. Po chwili odezwała się spokojnym, melodyjnym, nietypowym dla niej głosem:

- Co tam zobaczyłeś?

Nie odpowiedział. Wbijał w nią swój trochę otępiały wzrok, jego usta były uchylone, a słowa jakby utkwiły mu w gardle.

- Tak, wiem… „Ale jak… Co… Gdzie… To niemożliwe.” Nie jesteś pierwszym, który trafia na ten przedmiot. Dlatego zawsze go przenoszą, licząc, że nikt go nie znajdzie. Głupcy, po co w ogóle trzymają to w Hogwarcie? Powiem im, że to odkryłeś. Właśnie szłam na kontrolę. – mruknęła cofając się w kierunku wyjścia.

- Stój! – zawołał. – Skąd ty o nim wiesz?

- Nie zapominaj, że jednak jestem prefektem naczelnym.

- Jesteś?!

- Braaawo. – odparła z udawanym podziwem w głosie. – Ty to masz łeb.

- Nie wiedziałem, sory.

- Bo tak trudno dojrzeć odznakę na ubraniu?

Dołohow skierował wzrok na znoszony już biały sweter i spuścił głowę.

- Nieważne, kogo to obchodzi? Poza tym, skądś musieli wytrzasnąć to lustro, a mój tatuś zajmuje się przewozem. – wzruszyła ramionami.

- Ale po co im to było?

- Było w zamku już za czasów Dippeta. Jak masz jakieś pytania, kieruj je do niego.

- Czy… Czy ono musi być przeniesione?

- Tak, żebyś nie popadł w obsesję i nie napawał się tym widokiem jakby to był twój życiowy cel. Cokolwiek tam widzisz, wiedz, że nie jest to plan na przyszłość.

- Ale na pewno przepowiada ją lepiej niż Sybilla.

- Oj, wątpię. Ta to chociaż po sherry gada jak trzeba. To nie jest warte twojego cennego czasu. Olej to.

- Ale nie mogą tego zostawić?

- A będziesz tu jeszcze przychodził się pogapić?

- Nie?

- Serio…? – spojrzała na niego podejrzliwym wzrokiem.

- No tak!

Zastanowiła się.

- Okej, ale chodźmy już lepiej. Nikt nie może cię tu zobaczyć. – odparła i wyszła.

Antonin stał jeszcze przez chwilę myśląc. „Skoro nikt nie może mnie tu zobaczyć, to przyjdę w nocy…” – uśmiechnął się pod nosem i poszedł w ślad za Alecto.



* * *



Andromeda stała w klasie profesora Flitwicka i uważnie słuchała tego co do niej mówił. Przecież zajęcia dodatkowe z gospodarstwa były jej największą pasją, nie mogła tego zaprzepaścić, więc zadawała jak najwięcej pytań. Ostatni raz powiedziała mu „dowidzenia” i zbiegła po schodach na dół. Ostatni? Co ja mówię…

- Panie profesorze, a jeszcze! –krzyknęła zawracając.

Ale tyci nauczyciel już uciekał w podskokach.

- Super. – bąknęła. – Znowu.

Odwróciła się i nagle jak na zawołanie pojawił się przed nią uśmiechnięty od ucha do ucha blondyn.

- Znowu cię spławił? – spytał chłopak otaczając ją ciepłym ramieniem.

- Och, Felixie… I jak ja zaliczę teraz te zajęcia dodatkowe? – mruknęła spuszczając wzrok.

- Dasz sobie radę. Kto jak kto, ale ty na gospodarstwie domowym to TY znasz się jak nikt. – uśmiechnął się.

Usiedli na parapecie, przy klasie transmutacji. Byli parą od zakończenia roku i nikt o tym nie wiedział. Aż do września. Ale na całe szczęście (i o dziwo) nikt nie miał nic przeciwko związkowi Krukona ze Ślizgonką. Rzadko spotykane. Z resztą, co by tu dużo mówić… On swoim zadziornym charakterem dopełniał jej inteligencję, byli idealnym połączeniem. Każdemu się wydawało, że powinni pozamieniać się domami, ale przecież nikt nie znał ich na tyle dobrze, by prawidło ocenić ten zamotany związek. Byli szczęśliwi i to się liczyło.



* * *



Narcyza siedziała na błoniach zajmując się kamieniami. Wrzucała je raz po raz do wody i patrzyła jak toną porywane przez bawiące się z nią trytony. Zastanawiała się, czy gdyby zanurzyły się z własnej woli, wylądowałyby na suficie pokoju wspólnego Ślizgonów, który mieścił się pod jeziorem. Wyobrażała sobie jak wyglądałby ich salon gdyby miał okna, co, w przypadku pomieszczenia częściowo ukrytego w podziemiach, częściowo pod zbiornikiem, było niemożliwe. Wbrew temu jak się mogło zdawać, nie myślała dużo o wydarzeniach sprzed tygodnia. Przecież to normalne, że kogoś porywa i torturuje szaleniec, wysłannik Voldemorta, zakochany w jego starszej siostrze, zagorzały miłośnik zaklęcia Cruciatus i wielki fan wilkołaków. Tak, to nawet bardzo normalne. Była w trakcie odganiania jakiejś natrętnej wiewiórki do nory, kiedy morskie stworzenia zaczęły odśpiewywać swoje piosenki ponad powierzchnią wody. Z racji tego, że nie było to zbyt przyjemnym dźwiękiem, jedenastolatka szybko odwróciła się by pobiec w stronę zamku. Nie spodziewała się jednak, że ktoś będzie już tam stał…

- Uważaj jak chodzisz! – syknął blondyn, na którego twarzy przez chwilę gościł grymas wściekłości, ale później uśmiechnął się. – Cześć, Narcyzo.

Jedenastolatka pod wpływem silnego uderzenia upadła na plecy i krzyknęła.

- Sam uważaj, ty niedorozwinięty gumochłonie! – spojrzała ze złością na rok starszego Ślizgona i speszyła się. – Przepraszam, Lucjuszu…

Wstała i spuściła głowę. Wyminęła go i grupkę jego przyjaciół, która nagle zaczęła ją wołać. Przystanęła i obróciła się.

- Idziesz z nami pośmiać się z tego beczącego pierwszaka z Hufflepuffu? – zapytała jakaś dziewczyna.

- Z wielką chęcią! – odparła ruszając za znajomymi, z którymi pierwszego dnia jechała w Expressie Hogwart.

Szli słuchając żartów rzucanych przez szatyna imieniem Simon i zaśmiewali się w najlepsze. Dziewczynka dobrze czuła się w takim towarzystwie. Nagle przerwali opowiadanie kawałów i zwrócili się w stronę dziewczynki:

- A ten… To prawda, że spotkałaś tego Riddle’a?

Nie odpowiedziała. Nie dlatego, że nie chciała, ale raczej z powodu tego co zobaczyła na niebie. W jej stronę pikowała maleńka brązowoszara sówka. Zrobiła obrót wokół własnej osi i wylądowała przed blondynką. Ta uklęknęła i odwiązała kopertę od nóżki zwierzaka, gdy tylko to zrobiła, on natychmiast odleciał. Nie zwracając większej uwagi na znajomych odpieczętowała list z jej adresem zamieszkania przy nadawcy i zaczęła czytać. Z każdą linijką tekstu jej źrenice powiększały się, a buzia otwierała coraz szerzej. Po przeczytaniu ostatniego wersu jedna łza kapnęła na żółty pergamin.

- Co się stało? – spytał Malfoy patrząc na jedenastolatkę.

Drżącą ręką chwyciła torbę, którą miała ze sobą i rzuciła się biegiem w stronę zamku. W głowie kołowały się jej słowa napisane przez jej matkę… „Dumbledore o wszystkim nas powiadomił. Po ostatnich wydarzeniach nie możemy ci pozwolić na dalszą naukę w Hogwarcie. W ten weekend wracasz do domu – kochający mama i tata”.



* * *



Zapadła noc. Wszyscy z dormitorium Dołohowa (w tym Yaxley) już dawno pogrążeni byli we śnie. Brunet łagodnie podniósł się z łóżka i włożył stopy w kapcie. Stanął przed lustrem i poprawił włosy. Zaczął już je układać na żel kiedy coś mu się przypomniało.

- Co ja wyrabiam?! Jest noc, nikt mnie nie zobaczy… - prychnął do swojego odbicia.

 Wziął różdżkę, mruknął „Lumos” i opuścił sypialnię. Starał się nie zakłócać spokoju innych, niepotrzebne mu były teraz zbędne pytania. Ostrożnie stawał na każdym skrzypiącym schodku, robiąc to jak najciszej potrafił. Padająca na ciemny pokój zielona poświata z jeziora nadawała tej misji odrobiny tajemniczości. Gdy już bezpiecznie dotarł do pokoju wspólnego, mógł narzucić na siebie płaszcz (było dosyć chłodno) i ruszyć w drogę do Zwierciadła. Coś go jednak zatrzymało. Cień w kącie pomieszczenia poruszył się nagle i zbliżył się do niego.

- Wiedziałam, że nie dotrzymasz słowa. Jesteś kłamliwą świnią jak wszyscy… Ale mimo wszystko ci zaufałam… Co mnie podkusiło? – spytała Alecto wychodząc z mroku i zapalając swoją różdżkę.

- Nie wiem, ale myślałem, że mnie znasz… Mi nie można w pełni zaufać. Poza tym proszę, my się nawet nie lubimy.

Przygryzła wargi.

- Co racja to racja. Co nie upoważnia cię do łamania przysięgi danej PREFEKTOWI NACZELNEMU. – powiedziała dobitnie.

- I co, dasz mi szlaban? – zadrwił.

- Nie… To by było… Zbyt lekką karą. Na początek przeniesiemy Ain Eingarp w bezpieczne miejsce.

- Przede mną nic się tu nie ukryje.

- Jakoś do tej pory tego nie znalazłeś, wątpię, żeby tym razem ci się powiodło.

- Założymy się? –uśmiechnął się drwiąco.

- Ha, z takim debilem, nie szanującym rodzin czystej krwi…

- Oj, przestań, to było dawno!

- Ale ja dalej pamiętam. – syknęła.

Stali przez dłuższy czas w milczeniu, ciszę przerwał drgający głos Dołohowa, Carrow nadal twardo wpatrywała się w niego.

- To może spróbujemy od nowa, zaprzyjaźnimy się czy coś…

Blondynka wpadła w śmiech. Śmiała się tak szczerze jak nigdy dotąd. Z wielkim uśmiechem na ustach zwróciła się do Antonina, który spuścił wzrok.

- Chyba coś ci się pomieszało… Dobra, ja już lepiej pójdę załatwić to z lustrem.

- Zaczekaj! – chwycił ją za nadgarstki i spojrzał jej w oczy. – Ja… lubię to lustro.

- Mówisz jak jakiś przedszkolak. I puszczaj mnie ty niedorozwinięty krabie!

- Na pewno?

- Tak!

- Jesteś dziwna…

- Ja?! Przepraszam, bardzo, ale ja zazwyczaj nie ściskam kogoś za ręce bez powodu! Jesteś idiotą.

- Ach tak?!

- Tak!

Dołohow nie wiedział co nim kieruje. W ciągu jednej sekundy podszedł jeszcze jeden krok bliżej do Alecto i uśmiechając się przymilnie pocałował ją.

~ ~ ~ 

Tak, tak jestem okrutna xD Wiem, że się takiego obrotu sprawy nie spodziewaliście, więc możecie mnie zabijać :) Mam nadzieję, że się podoba, bo spędziłam nad tym kilka godzin (4 strony w Wordzie xD) Tak szczerze mówiąc to jak dla mnie jest troszeczkę nudno, no, ale wiecznie nie może się coś dziać :)
Nie wiem kiedy będzie następna notka, bo pewnie znowu będę pozbawiona na jakiś czas komputera, ale w razie czego poinformuję was <3 Pozdrawiam gorąco i liczę na szczere opinie!