środa, 27 marca 2013

Rozdział 12

Buahahah w końcu wzięłam się za pisanie :D Przepraszam jeśli powypisuję w tym rozdziale zdania, które nie mają sensu, ale mam dzisiaj taką głupawkę, że nie mogę poskładać myśli :D Rozdział dedykuję Wam Wszystkim <3 Dziękuję za tyle komentarzy!!!! Wow, biję własne rekordy ;33 Okej, nie zanudzam was, bo i tak mało kto to czyta i zapraszam na rozdział 12 :DD

XII ~ "Serce przytłoczone ciemnością, nie da rady otworzyć oczu"


~ ~ ~

Bellatrix biegła jak szalona nie mogąc się zatrzymać. Nie przepadała za ciemnymi, długimi tunelami. Szczególnie, gdy musiała zdążyć z wiadomością. "Oby ON tam był!" - pomyślała wbiegając do ogromnej komnaty. Było w niej czarno nie licząc jednego kręgu światła na samym środku. Płonące pochodnie ustawione były w kole. Na podłodze narysowana była czaszka z rozwartą szczęką, z której wychodził wąż. Zaraz za tym ołtarzykiem stał ogromny fotel. Blada postać siedziała na nim obracając w palcach swoją różdżkę. Tom Riddle wstał i uśmiechnął się do niej. Jego twarz była jeszcze bardziej zmęczona niż ostatnim razem, gdy się spotkali, czarne włosy sterczały na wszystkie strony, a równe, biały zęby lśniły jeszcze bardziej złowrogo. Brunetka padła przed nim na twarz drżąc z podniecenia na całym ciele. Nareszcie była z nim sam na sam.
- Witaj, mój panie... - szepnęła cicho podnosząc ostrożnie wzrok.
- Nie obawiaj się, moja droga... Nic ci się tu nie stanie. Podnieś się. - odparł spokojnie.
Black wstała patrząc na niego z podziwem było to dla niej niesamowite przeżycie. A potem przypomniało jej się po co tam pobiegła.
- Panie... - zaczęła. - Twój plan jest narażony na niepowodzenie. Narcyza wraca w tej chwili do domu.
Jego twarz spochmurniała. Zmarszczył nos i przewrócił ręką stojak na świece.
- To niemożliwe. - burknął.
- Powóz już na nią czeka...
- CZEMU NIE POWIEDZIAŁAŚ O TYM WCZEŚNIEJ?! - ryknął.
Upadła ponownie na podłogę tym razem pod wpływem strachu. Zacisnęła usta i starała się nie rozpłakać.
- To wszystko przez nią... - szepnęła.
- PRZEZ KOGO?!
- ... przez Andromedę.
Voldemort spojrzał na nią z niedowierzaniem i uśmiechnął się złośliwie.
- Twoja głupia siostra słono za to zapłaci... Ale... Wszystko w swoim czasie.
Bellatrix przełknęła ślinę.
- Zapłaci?
- Tak... Zapłaci. A ty zostaniesz nagrodzona za swoją wierność, posłuszeństwo i... I szczerość oczywiście.
Coś błysnęło jej w oczach.
- Naprawdę? Ale... Jak?
Spojrzał na nią z kpiną, ale szybko zamaskował to skromnym uśmiechem.
- Bellatrix, będziesz najwspanialszą panią śmierciożerców jaką widziałem.
- Panią śmierciożerców? - wstrzymała oddech.
- Oczywiście, ale powtarzam... Wszystko w swoim czasie. - mruknął.
Zapatrzył się w ogień igrający na czubkach świec, a jego postać przybrała złowrogi wygląd.
- Daj mi rękę.
Bella wzdrygnęła się gwałtownie, jakby na te trzy słowa czekała od dawna. Uklękła przed Czarnym Panem i wyciągnęła dłoń. Riddle chwycił ją za przedramię i przejechał po nim długimi palcami.
- Jesteś już gotowa...

* * *

Narcyza odsunęła się od Lucjusza i uśmiechnęła się do niego niego smutno. Jej oczy pod wpływem płaczu zrobiły się bardzo duże i wyraziście niebieskie.
- Zmoczyłam ci szatę... - szepnęła wycierając powieki rogiem płaszcza.
Kąciki ust Malfoya uniosły się lekko w górę. Spojrzał na nią wzrokiem dodającym otuchy.
- Spokojnie, wszystko będzie dobrze.
Sam podszedł do niej i znowu ją przytulił. Zimowy chłód opatulał ich twarze, lodowaty podmuch rozwiewał włosy, a śnieg prószył na ubrania.
- Będziesz chory. - szepnęła.
Testrale zarżały cicho, co dało jej znak, że powinna kończyć już pożegnanie. Oddaliła się powolnym krokiem i postawiła nogę na stopniu powozu. Obróciła się jeszcze by pomachać chłopakowi i weszła do środka. Tam rozpłakała się na dobre. Opuszczała Hogwart. Miejsce, w którym była naprawdę szczęśliwa. Miała zmienić szkołę? Uczyć się w domu? Czekała ją tu taka przyszłość! Gdy dojechała na dworzec w Hogsmeade jej ciuchy wyglądały jakby przeżyły ulewę. Wysiadła taszcząc za sobą kufer. Po kilku minutach nadjechał pociąg. W tym roku Express Hogwart-Londyn nawiedza ją wcześniej. Zagryzła wargę i wpakowała się do pustego wagonu. Wyciągnęła paczkę żelków, które dostała wraz z ostatnią sową i zapatrzyła się w migające za oknem krajobrazy.

* * *

- MALFOY! Jak dobrze cię widzieć! - ciemnowłosy chłopak wpadł na blondyna chwytając go mocno za ramiona.
Ten wyszarpnął się trafiając dwunastolatka w pierś.
- No, no, no... James Potter. - prychnął. - Czego tu szukasz?
- Sensacji, kochany Lucku. - wyszczerzył zęby i otoczył go ramieniem. - Dawno nie słyszałem o dobrej historii miłosnej. Może za nią pojedziesz co? Już widzę nagłówki szkolnej gazety!
- Jesteś debilem. - odepchnął go i ruszył dalej korytarzem.
Gryfon nie dał za wygraną i pobiegł za nim.
- No weź, zgrywam się tylko. - uśmiechnął się. - Wiesz, że cię lubię, nie?
Malfoy zaśmiał się teatralnie i skręcił w stronę lochów.
- Słuchaj, Potter. Nie wiem o co ci chodzi, ale nie mam zamiaru włazić z tobą w żadne układy. Słyszałem jak się to kończy.
- Czyli jednak jestem sławny... - uśmiechnął się figlarsko. - No weź, to będzie tylko jednorazowy numer.
- Powiedziałem ci już, że nie.
- Oj no weź... Wiesz, że mogę rozgadać wszystkim o tobie i tej małej, nie?
- Wiesz, że mamy dopiero dwanaście lat i nikt ci nie uwierzy, nie?
- Nie.
- No to masz problem. - odparł i ruszył schodkami w stronę pokoju wspólnego.
- Czyli mogę im to powiedzieć? - zawołał za nim.
Zatrzymał się w półkroku i obrócił na pięcie. Westchnął cicho patrząc na czarnowłosego. Wrócił się i spojrzał mu zacięcie w oczy.
- Jaki znowu numer? - zapytał z rezygnacją.
- Wiedziałem, że się skusisz. - uśmiechnął się. - Ale musisz mi obiecać, że nikomu nie piśniesz ani słówka i nie wycofasz się. - uniósł brew.
- Obiecuję.

* * *

Felix siedział na parapecie przy klasie Flitwicka i czekał na Andromedę. Jego dziewczyna jak zwykle w weekendy załatwiała coś w sprawie gospodarstwa domowego. Nie powie, że nie było to irytujące, ale jak mus to mus. Wreszcie klamka poruszyła się i wypadła z niej brązowowłosa dziewczyna krzycząc głośno.
- CO ZA PAWIAN! - wrzasnęła i stanęła naprzeciw niego. - Nie da mi ponownie napisać wypracowania, a pomyliłam w nim jedno zaklęcie!
Zaśmiał się cicho chwytając ją za rękę.
- Nie martw się, na pewno wszystko będzie dobrze i i tak wypadniesz najlepiej.
Przytulił ją, a ona westchnęła cicho kładąc mu rękę na ramieniu.
- No i co, ale nie będzie perfekcyjnie...
- Jesteś perfekcyjna w każdym calu, więc nawet jak zrobisz coś nieperfekcyjnie, to z nie perfekcyjności wyjdzie nie perfekcyjna perfekcyjność czyli będzie perfekcyjnie.
- ... Czy ty słuchasz czasem tego co mówisz? - zaśmiała się schodząc z nim na dół.
- Nie wierzę, że ten czas tak szybko leci... - mruknął zmieniając temat.
- Taaak... Niedawno co było rozpoczęcie roku, a tu już za tydzień święta.
- Nasze wspólne święta. - uśmiechnął się chwytając ją za dłoń i uśmiechając się. - Zostajesz w Hogwarcie?
- Nie wiem... Pogadam jeszcze z rodzicami. Możliwe, że się zgodzą. - uśmiechnęła się stając naprzeciw niego. - Nie martw się, będzie dobrze. - i pocałowała go.

* * *

- UMIERAJ DEMONIE!!! - wrzasnął mały, gruby Gryfon wskakując na jasnowłosego chłopaka.
- PETTIGREW, ZŁAŹ ZE MNIE SPAŚLAKU!
Remus Lupin wyglądał jakby brakowało mu powietrza.
- NIE JESTEM DEMONEM! A ZA KARĘ PRZY NASTĘPNEJ PEŁNI CIĘ POGRYZĘ! - wrzasnął.
- Oj, Luniaczku, to że jesteś wilkołakiem nie upoważnia cię do straszenia innych. - uśmiechnął się Syriusz podrzucając małą piłeczkę.
- Jeszcze zobaczymy. - odparł wstając.
- Niedługo będziemy musieli założyć ci kaganiec. - zaśmiał się James wchodząc do pokoju.
Rozsiadł się wygodnie na fotelu popychając stopą kucającego Petera, który wywalił się na brzuch.
- I jak? - zapytał go Syriusz szczerząc zęby.
- Zgodził się. - uśmiechnął się. - Lucjusz Malfoy weźmie udział w naszej małej akcji. A jak już pozbawimy Slughorna tych jego wkurzających baczków... i połowy włosów to będziemy mogli mu podziękować.
- A jak on niby ma się w tym przydać?
- Glizdku, ty się nie mieszaj. Ty robisz za odkurzacz. Gdzieś tam powinny być resztki moich chrupek serowych, zjedz je sobie.
- Okej! - odparł wyraźnie zadowolony padając plackiem na podłogę.
- Żałosne... - mruknął Lupin wstając. - Myślicie, że będzie można zwędzić coś z jego gabinetu jak już go ogolimy?
Syriusz gwizdnął.
- Luniaczku, ty?
Remus przewrócił oczami.
- Daj spokój. Przecież doskonale wiesz, że potrzebuję eliksiru. Może wtedy nie będę próbował odgryźć komuś głowy w trakcie pełni. - uśmiechnął się.
- Przydałoby się. Gdy zamieniam się w jelenia nie lubię, gdy ktoś zjada moje rogi. - mruknął James masując sobie głowę.
Peter zaśmiał się wynurzając brudną twarz z kołdry Jamesa.
- Ej, on chodzi z moją kuzynką, nie? - zapytał Syriusz łapiąc piłkę w ręce i chowając ją do szafki.
- Nie, nie chodzi... Ale chyba mu się podoba. Z resztą czy ja wiem? On nie lubi plotek, w zeszłym roku jak poszło, że śpi z misiem miał wstyd do końca szkoły. Myślę, że po prostu dba o reputację...
- Najważniejsze, że pomoże nam ogolić tego zgreda. - odparł - A jak przyczepi się do mojej kuzynki to ma w dziób. Po Andromedzie ona jest moją ulubioną osobą z rodziny. - uśmiechnął się.
- Pamiętaj, że teraz mieszkasz u mnie i jesteś moją rodziną. - mruknął Potter.
- No dobra, no to trzecią ulubioną. - odparł i rzucił w niego poduszką.
- Po co tak w ogóle chcemy ogolić Slughorna? - spytał Peter wydłubując czipsy z zębów.
- Za ten ostatni sprawdzian. - mruknął Lupin.
- Popieram! - wrzasnął Syriusz rzucając się na fotel Jamesa.

* * *

- Wróciłam do domu... - zawołała bez entuzjazmu Cyzia wchodząc do środka i rzucając bagaż w korytarzu.
- I bardzo dobrze, kochanie. - odparł ojciec zabierając kufer na górę.
- Szkoda, że mnie nie odebraliście. - mruknęła.
- Zapomnieliśmy o tobie! Nawet nie wiesz ile teraz się dzieje! - krzyknęła jej mama uśmiechając się. - Przynajmniej teraz będziesz mogła nam pomóc organizować ślub twojej cioci!
- Juhu...
Narcyza spochmurniała i natychmiast pobiegła do swojego pokoju. Jej mama ma rację... Wszystko czego jej teraz trzeba to ślub. Bo najważniejsze jest wsparcie rodziców.

~ ~  ~ 

... NIE LUBIĘ TEGO ROZDZIAŁU! Nie podoba mi się... Ale wstawiam, bo powinnam wstawić :P W ogóle weny nie mam na nic :// Nie wiem co tu dalej pisać, mam pewien zarys, ale jakichś konkretnych akcji zero :(( Pytanie : NA KTÓRYM ROZDZIALE SKOŃCZYĆ PISANIE? :33 Czekam na wasze odpowiedzi :*
NN na moim nowym blogu o herosach :D <KLIK>

PRZECZYTAŁEŚ => SKOMENTUJ :* To dla mnie bardzo wiele znaczy :D
Pozdrawiam! :*

wtorek, 12 marca 2013

Rozdział 11

Wybaczcie, że znowu musieliście tak długo czekać :) Mam ostatnio sporo na głowie :( Rozdział z dedykacją dla Lily Lou (zdrowiej kochana! :*), OliFFki, Wiktorii, AAlexy, Eveline i Cupcake :** Zapraszam ^^

XI ~ "Przyćmiony wzrok pociąga za sobą najgorsze scenariusze."


~ ~ ~ 

- Dlaczego? - spytała łamiącym się głosem zaciskając powieki - Dlaczego znowu to robisz?!
- Och, spokojnie... To tylko przedsmak tego co cię czeka... Nie bój się. To nic strasznego. Taka jest twoja przyszłość.
- Nie, nie chcę! Nie mogę!
- Oj, przestań... To twoje przeznaczenie. Nie bój się przeznaczenia. To nieuniknione.
- Czemu? - wydusiła ponownie.
- Przeznaczenie, kochana jest czymś co jest zapisane na kartach naszej historii od lat. To to co cię czeka, bezwarunkowo. Twoją przyszłością jest pomaganie mi.
- Nie chcę!
- Jeszcze zmienisz zdanie... - syknął głos puszczając jej rękę.
Dziewczynka opadła na kolana ściskając mocno swoje przedramię. Tam gdzie Czarny Pan jeździł końcem różdżki widniała czerwona plama. Miała być do czegoś przygotowywana. Syknęła głośno z bólu i odgarnęła kosmyk blond włosów opadających jej na twarz. Ona, Narcyza Black, właśnie przed momentem oddała się na zawsze w ręce Voldemorta. Zaufanie do złoczyńcy... Czy to ma sens?

* * *

Bellatrix po raz kolejny przerzucała strony gazety sprzed lat. Wzmianka o Riddle'ach wprawiła ją w niemały zachwyt. Bo to przecież takie słodkie... Zemsta na własnej rodzinie.
Westchnęła cicho opierając głowę o kolana Dołohowa.
- Och, coś mi się zwraca jak tylko na nich patrzę. - mruknęła Alecto demonstrując wymioty.
- Tak, czuję coś podobnego. Ciekawe czemu ona nie chce ci wierzyć... - Andromeda pochyliła się nad wypracowaniem na transmutacji.
Pokój wspólny był o tej porze zatłoczony. Po lekcjach wszyscy Ślizgoni woleli odpocząć w cieple kominka. Za oknami pojawił się już pierwszy śnieg, więc błonia były całe białe, tego popołudnia miała się odbyć wielka bitwa na śnieżki z Gryfonami lub (jak kto woli) napaść ze śniegiem na Gryfonów.
- On zawrócił jej w głowie.
- Niestety... Trzeba by znaleźć jakiś sposób żeby udowodnić jej, że on ją wykorzystuje.
- Tak, martwię się o nią. To w końcu moja przyjaciółka... Wredna i niewdzięczna, ale... przyjaciółka.
- Spoko, coś wymyślimy. - szepnęła Andromeda klepiąc blondynkę po ramieniu.
- Na pewno.

* * *

- Uwaga!
Kolejna biała kulka przefrunęła nad głową Cyzi. Schyliła się gwałtownie i wytknęła język w stronę chłopaków z drugiej klasy.
- Pudło!
Ktoś skoczył jej na plecy i wywrócił ją. Rudowłosa dziewczynka z pierwszego roku natarła jej głowę śniegiem śmiejąc się przy tym wniebogłosy. Ktoś momentalnie zrzucił ciężar z jej pleców i pomógł jej wstać. Podniosła się spojrzała w oczy Lucjusza.
- Razem? - spytał zabawnie się uśmiechając.
- Razem.
Po pół godzinie byli już przemoczeni do suchej nitki. Mimo to nadal ciągnęło ich nad zamarznięte jezioro. Wpadli na nie z impetem kręcąc przy tym piruety. Paczka przyjaciół odgrywała jakiś zabawny taniec na lodzie przepychając się nawzajem. Lód był na tyle gruby, że dał radę utrzymać kilku rozbrykanych Ślizgonów, ale nie... Hagrida, który popędził za nimi wrzeszcząc coś o niebezpieczeństwie. Kieł skoczył na pomoc olbrzymowi, a cała reszta wpadła na drugi brzeg jeziora ledwo trzymając się ze śmiechu na nogach. O lepieniu bałwana nie było niestety mowy. Słońce chyliło się ku zachodowi, a temperatura coraz bardziej spadała. Wszyscy zbierali się już do zamku na kolację. Wszyscy znajomi rozbiegli się w mgnieniu oka jakby wcale nie istnieli. Malfoy patrzył na Narcyzę uśmiechając się. Zarumieniona ruszyła do Hogwartu uważnie wpatrując się w czubki swoich kozaków.
- Cyziu! - rozległ się za nią chłopięcy głos.
Obróciła się na pięcie i zobaczyła pędzącego w jej kierunku Lucjusza.
- Zostawiłaś bransoletkę w śniegu... - mruknął od razu chowając dłonie do kieszeni płaszcza.
- Dziękuję ci... To naprawdę... miłe. - szepnęła całując go delikatnie w policzek i sprężystym krokiem ruszając do zamku.
Nie wiedziała dlaczego tak zrobiła, ale widziała to kiedyś na jakimś mugolskim filmie. Stwierdzając, że był to przyjazny gest wspięła się po schodkach i ruszyła do Wielkiej Sali.
Irytek przemieszczał się pomiędzy stołami wrzeszcząc coś niemiłosiernie i zmuszając wszystkich do zatykania uszu. Jutro się wyprowadza. Nie dotarło to jeszcze do niej... Już dzisiaj spakuje walizki, rano wyruszy pierwszym pociągiem do Londynu, a pod wieczór będzie już siedzieć w swojej sypialni. Momentalnie zbrzydło jej całe jedzenie na stole. Spróbowała przełknąć gulę, która utkwiła jej w gardle i podniosła się. Musi czym prędzej trafić do swojej sypialni inaczej rozpłacze się na oczach wszystkich. Wybiegła przez główne drzwi wpadając po raz kolejny na blondyna. Otarła łzę i zamrugała powiekami żeby nie było niczego widać. Nie poskutkowało. Zamiast tego kolejne słone krople spłynęły jej po policzkach. Wyminęła chłopca i ruszyła do pokoju wspólnego. Wparowała do sypialni, zatrzasnęła drzwi i weszła do łazienki. Czyżby jedynym sposobem było przyłączenie się do Toma Riddle'a na stałe? Westchnęła głęboko przekręcając szufladę i wpatrując się w podłogę, w której powstawała dziura i powoli ukazywały się schodki...

* * * 

- Nie możesz tak po prostu jej traktować! - warknęła Alecto popychając Dołohowa na szafkę w pokoju wspólnym. - Ty jej nie kochasz!
- Oczywiście, że nie. - prychnął. - Nie moja wina, że jest na tyle głupia by mi wierzyć. Potrzebuję jej tylko do jednej rzeczy, dlatego z nią jeszcze nie zerwałem.
- Jak możesz ty.... - zamierzyła się by go uderzyć, ale ten złapał ją za nadgarstek. - To dlaczego próbowałeś mnie pocałować?!
- Czy ja wiem? Przypływ chwili... Jestem już taki z natury.
- Całujesz się z każdą jaką spotkasz?
- Nie, to zwykle one to robią. Cóż poradzić, mój urok osobisty... - wyszczerzył się. - Tylko nie ty. To mnie zaintrygowało.
- Jesteś kompletnym idiotą! A co z Bellą?
- Gdy już załatwię swoje to się jej pozbędę. Jest jak każda. Prosta, naiwna, głupia...
- PROSTA, NAIWNA I GŁUPIA TAK?! TYLE DLA CIEBIE ZNACZĘ?! - wrzasnęła Bellatrix wychodząc z szafy, o którą oparty był brunet.
- Bells ja...
- Żadne Bells! Jak mogłeś?! Zaufałam ci!
- Ale...
- Z nami koniec! Jesteś kompletnym idiotą! LEVICORPUS! - ryknęła i wściekła ruszyła do sypialni.
Alecto wyszczerzyła zęby w triumfalnym uśmiechu.
- Tak... Nie znałam tego zaklęcia, ale... Przyda się. - dodała i opuściła pomieszczenie.
Bellatrix siedziała w swojej sypialni i tępo gapiła się w ścianę, siostra Carrow siedziała koło niej obejmując ją ramieniem.
- Przepraszam, że ci nie wierzyłam. - mruknęła sztywno.
- Nie ma za co. Teraz będzie już jak przedtem. - uśmiechnęła się.
- Taaak. Jak przedtem. - odparła nadal nie poruszając się.
- Chodź, zakradniemy się do kuchni po jakieś lody. - zaproponowała ciągnąc ją za rękę.
- Nie teraz. - szarpnęła ją. - Muszę coś załatwić.

* * *

Słońce leniwie wkradało się do sypialni jedenastolatki. Narcyza siedziała na krześle obserwując latającego po niebie pegaza. Nie zastanawiała się wtedy co zwierzak tam robił. Myślała wyłącznie o swojej rodzinie. Dlaczego to ją spotkał TAKI los? Zabrała swoje rzeczy i powoli zwlekła się ze schodów. Stała opatulona przed drzwiami Hogwartu czekając na powóz. Stukot kopyt niewidzialnych testrali oznajmił czas wyjazdu. Westchnęła głęboko i zrobiła krok do przodu.
- Czekaj!
Obróciła się powoli i z ogromnym zdziwieniem zauważyła stojącego na schodach Lucjusza.
- Będę tęsknił. - uśmiechnął się smutno i wzruszył ramionami.
Stał w samej szacie, co znaczy, że dopiero co się ubrał i popędził od razu do niej. 
Odwzajemniła uśmiech i stała przez chwilę patrząc się na niego. Dziewczynka w końcu zdobyła się na odwagę i podbiegła do chłopca. Objęła go i wtuliła w jego ramię.
- Ja też będę tęsknić...

~ ~ ~ 

Okej, no wybaczcie. Nie udało mi się nic rozwinąć ;c Tak, jest krótki, nie lubię go ani jego długości i wgl... Ach, ta krytyka :P Dzisiaj pojawi się również nn na nowym blogu - zapraszam :D
Liczę na wasze komentarze ;)
PRZECZYTAŁEŚ - SKOMENTUJ :33
To naprawdę wiele dla mnie znaczy :)
Pozdrawiam, wasza Kath ;D

czwartek, 7 marca 2013

Infoooo ;33

1. No więc troszkę nie na temat x33
Chciałabym was zaprosić na mojego kompletnie nowego bloga :D Piszę go od dzisiaj :P Co nie znaczy, że nie będę pisać tu ;) Prawdę mówięc nowy rozdział już tuż tuż! ♥
Tematyka bloga "Percy Jackson", ale spokojnie. Nawet dla tych, którzy nie czytali sagi postaram się pisać jasno. Strasznie liczę na wasze komentarze - początki są najtrudniejsze :D
Zapraszam!
http://story-from-mount-olympus.blogspot.com/

2. No i jeszcze jedno - zmieniłam dane Google :D 
Od teraz jestem Katherine Jackson... Trzeba się wyróżniać spośród "Hermion" :P
Pozdrawiam :*

piątek, 1 marca 2013

Rozdział 10

Na początek chciałam wam serdecznie podziękować za komentarze <3 Jesteście mistrzami :* Kocham wszystkich, którzy dodali mnie do obserwowanych, jestem strasznie wdzięczna :* Co jeszcze? Wybaczcie mi nieobecność - internet świruje :// Wpis z dedykacją dla OliFFki :D Serdecznie zapraszam :*


X ~ "Czyste serce przywraca wzrok, oczyszcza oczy".


~ ~ ~ 

Narcyza była nieprzytomna. Niesiona w powietrzu słyszała tylko odgłos łamanych gałęzi pod stopami człowieka, który wprowadził ją w stan otumanienia. Nienawidziła go. Wszystkie te historie o nim, o tym jaki jest okropny, potwierdziły się. Nie, zdecydowanie nie zasługiwał na to by być w rodzinie. Ale dlaczego Black wynosi ją do Zakazanego Lasu? Co tym razem chce zrobić?
- Wybacz mi, Cyziu, ale jesteś jedynym świadkiem naszego wejścia do pokoju Ślizgonów, więc musisz ponieść karę. - Syriusz opuścił ją na ziemię i uśmiechnął się do niej przyjacielsko.
- Natychmiast mnie uwolnij! - syknęła. - W tym lesie jest bardzo niebezpiecznie!
- Oj, przestań. Wierzysz w takie głupoty jak wilkołaki? - zaczął się śmiać i puścił oczko do chłopaków stojących za nim, jeden z nich poczerwieniał. - Zapewniam cię, że dziś ci nic nie zrobią. - uśmiechnął się.
- To po co mnie tu przywlekłeś?!
- No wiesz, skoro już znamy wejście do waszego salonu musimy to jakoś wykorzystać... Taki mały dowcip. - uśmiechnął się ponownie. - A ty tu zostaniesz żebyś nie mogła nam przeszkodzić.
- CO?! Czyś ty kompletnie zdurniał?! Sama?!
- Nie sama... Pettigrew cię przypilnuje.
Grubas pokiwał ochoczo głową, a potem nagle zbaraniał. Zrozumiał o co chodziło jego przyjaciołom.
- Ja?
- Tak, ty, Glizdku. Nie wykręcisz się. Nie zapominaj dzięki komu Andromeda wie, że ci się podoba.
- Nie zapominaj, że to nieprawda i zrobiłeś to żeby go wkopać. - zachichotał chłopak w okularach.
- Oj, daj spokój, James. Peter chętnie zostanie, prawda? I tak nam się nie przyda podczas tej akcji.
- Ale...
- Łapo, nie jestem pewien czy to na pewno taki świetny plan. - odrzekł blondyn, który do tej pory patrzył ze współczuciem na małą dziewczynkę.
- Właśnie, ja też nie! - warknęła Narcyza patrząc nienawidzącym spojrzeniem na kuzyna.
- Oj, jak mi przykro. - mruknął. - A ty, Luniaczku się nie wtrącaj. Ty idziesz z nami.
Chłopak westchnął cicho i kiwnął przepraszająco głową.
- To, co? Wracamy do zamku?
Ponownie rozległ się chrzęst liści i już ich nie było. Jedenastolatka podkurczyła nogi trzęsąc się z zimna. Od ziemi ciągnął już zimowy chłód. Ona, dalej nieruchoma, nie mogła nic zrobić by się ogrzać.
- Mógłbyś oddać mi swoją szatę? - spytała słabnącym głosem.
Glizdogon zerknął na nią i niechętnie rzucił jej ubranie.
- Dziękuję - mruknęła. - Ale może zdjąłbyś ze mnie ten czar żebym mogła je założyć?
Machnął od niechcenia różdżką, a blondynka nagle odzyskała czucie w całym ciele. Sięgnęła po rzeczy i opatuliła się nimi. Nie wierzyła, że musi siedzieć w jednym miejscu, przez nie wiadomo ile czasu, z tym tępym baranem, z powodu głupiego syna siostry jej matki. Wzdrygnęła się delikatnie i przymknęła oczy. A tak właściwie to czemu nie może uciec? Przecież ten burak zdjął zaklęcie. Jakby natchniona tą myślą, zerwała się na równe nogi zaczęła swój szaleńczy bieg. Nastolatek rzucił się za nią, ale jakie on miał szanse z wysportowaną, młodą dziewczyną, która miała taką parę w nogach jakby była ładowana na baterie? Dziecko nie widziało dokąd dokładnie pędzi, kierowało się w stronę (jak się mu zdawało) świateł wydobywających się z chatki gajowego. Minęło mały budynek, okrążyło błonia i wpadło z impetem do szkoły. Od razu skierowało się do lochów, podało hasło i weszło do pokoju wspólnego. Jej oczom ukazał się straszny widok. Cały salon oblepiony był jakąś zieloną mazią. Wszystkie fotele, obrazy, portrety, stoły, krzesła, ławki. Wydała z siebie przerażony pisk. Na ten sygnał Yaxley wynurzył się z sypialni.
- Mogłabyś siedzieć ci... Ojej... Coś ty najlepszego zrobiła?
- Ja... ja... To nie byłam ja! - warknęła spoglądając chłopakowi w oczy.
- Zapłacisz za to młoda.
- Ale to naprawdę nie ja! 
Blondyn był zdenerwowany podszedł do schodów i zaczął zbiegać ku niej, ale gdy tylko postawił stopę na dywanie... BUM! Smród łajna wypełnił pokój. Z sypialni zaczęły napływać nerwowe pomruki i krzyki, coraz to nowe osoby pojawiały się na korytarzu.
- Co wy wyprawiacie?! - wrzasnęła Bellatrix.
- To nie ja, to ona!
- Nieprawda!
- BELLA! - wrzasnęli na raz.
- Nie jestem waszą matką! - wydarła się.
- Ej, ej spokojnie... - mruknęła Alecto wynurzając się ze swojego pokoju. - To na pewno da się wyjaśnić. Cyziu, może ty?
Jedenastolatka szybko opowiedziała im o Gryfonach, którzy się tu wkradli. Jak można było się spodziewać - nikt jej nie uwierzył, nikt prócz Andromedy, która spojrzeniem wyznała jej współczucie.
- Przecież to niemożliwe!
- Musieliby znać hasło!
- Albo tajne przejście... - szepnęła prawie niesłyszalnie Alcto i ruszyła do portretu wszczynając nową erupcję łajnobomb.
Obraz był jakby przylepiony do ściany.
- To niemożliwe... Daję słowo, że oni tu byli. - mruknęła Narcyza dotykając palcami płótna. - Jakim cudem to...
- Nie wiemy co robicie, gdybyście przestali macać Salazara byłoby miło. A TY następnym razem przyznaj się po prostu do winy zamiast zrzucać wszystko na dom lwa. I tak poniesiesz konsekwencje. - prychnął jakiś pryszczaty Ślizgon i zniknął w swojej norze. 
Pozostali poszli w jego ślady. W salonie została tylko Andromeda i Cyzia. Usadowiły się na najmniej zabrudzonym glutem fotelu i przytuliły się.
- To naprawdę nie ja. - szepnęła cicho blondynka, po czym zamknęła oczy i usnęła.
- Wierzę ci, kochana... Wierzę.

* * *

Dołohow siedział na parapecie wpatrując się tępo w kamień. Czuł jakieś dziwne wrażenie, że za tą ścianą kryje się coś magicznego. Oczy mu błyszczały, a serce waliło młotem. Uśmiechnął się jakby widział własne odbicie i przeszedł trzy razy wzdłuż korytarza. Przed nim ukazały się drzwi. Nacisnął ostrożnie klamkę i powoli wszedł do środka. Pomieszczenie było prawie kompletnie puste. No tak - PRAWIE. W centrum komnaty błyszczało. Szklana, pionowo postawiona szyba w srebrnej ramie. Brunet podszedł i przejechał palcami po odbiciu. Po raz kolejny trafił na lustro Ain Eingarp.

* * *

Słońce wpadało przez zasłonięte okno do zielonego pokoju wspólnego. Dosłownie zielonego. Skrzaty domowe krzyczały na całe gardło coś o chuligaństwie, bałaganiarstwie i nieczystości, ale na widok przecierającej oczy Narcyzy raptownie urwały i uśmiechnęły się przyjacielsko. Dziewczynka prychnęła, wstała i pobiegła do swojej sypialni. Stanęła przed lustrem i z niesmakiem spojrzała na liście w swoich włosach. 
- Głupi Zakazany Las. - mruknęła i zabrała się za wyczesywanie patyczków.
Blondynka nie była brzydka. Jej niebieskie oczy błyszczały, podkreślone kości policzkowe ślicznie pasowały do jej smukłej sylwetki i zgrabnej budowy. Tak, miała tylko jedenaście lat, ale już było widać, że o wiele bardziej wyglądem będzie przypominać matkę niż ojca. Andromeda i Bellatrix nie były takie. Były urocze na swój sposób jednak żadna z nich nie miała tak ślicznego uśmiechu. Dziewczynka umyła się i ruszyła na śniadanie. Przy stole już prawie nikt nie siedział - wszyscy pognali na błonia żeby rozkoszować się pierwszym śniegiem. Zajęła swoje stałe miejsce i nałożyła sobie stos naleśników. Wiedziała, że dostanie szlaban za "jej wybryk", więc musiała nabrać sił. Gdy zaczęła napychać sobie usta pysznym ciastem, ktoś opadł na siedzenie koło niej. Chciała warknąć "Spadaj", ale tylko uśmiechnęła się. 
- Cześć, Cyziu. Długo spałaś. Czekałem na ciebie.
Dziewczynka zarumieniła się. Lucjusz Malfoy NA NIĄ czekał?
- O co chodzi?
Nagle przybrał bardzo poważny wyraz twarzy, co przeraziło Narcyzę. Wyciągnął z kieszeni szaty zwitek pergaminu i podał jej go zaciskając usta. 
- Przeczytaj... Na osobności. - puścił do niej oczko i poszedł.

* * *

- Ty wredny, nędzny, zapchlony chamie! - wrzasnęła Alecto celując różdżką w Dołohowa. - Jesteś kompletnym debilem! Jak możesz jeszcze udawać, że to wszystko co się stało to moja wina?!
- To ty mnie pocałowałaś...
Siostra Carrow nie wytrzymała. Podniosła jakiś wazon i rzuciła nim w chłopaka. Ten uchylił się przed ciosem w ostatniej sekundzie.
- Zwariowałaś! - krzyknął.
- Masz jej powiedzieć prawdę, słyszysz! Bellatrix ma wiedzieć!
- Co mam wiedzieć? - w drzwiach sypialni Antonina stanęła Black.
- To on się na mnie rzucił... On cię nie kocha, nie rozumiesz?
- A ty w kółko o tym samym! Daj już nam spokój co?! - podeszła do chłopaka i pocałowała go krótko.
Ten objął ją w pasie i uśmiechnął się szyderczo do blondynki.
- Właśnie, Alecto. Daj nam spokój.
Dziewczyna pchnęła go na ścianę, opuściła pomieszczenie i trzasnęła drzwiami, za którymi stała Andromeda.
- Nie masz nic innego do roboty tylko podsłuchiwanie?!
- Ja... Tylko usłyszałam krzyki i... Ech. - westchnęła. - Ja ci pomogę, Al.
Dziewczyna stała przez chwilę patrząc na trzynastolatkę po czym rozkleiła się jak małe dziecko i wpadła jej w ramiona. 
- Już dobrze.

* * *

Narcyza stała w sypialni przygryzając wargę. Za dwa dni się wyprowadza. Teraz to ją uderzyło. Musi mu powiedzieć. Spojrzała na komodę obok lustra i przekręciła w prawo trzecią szufladę. W podłodze zrobiła się dziura. Powoli pojawiały się kolejne schodki. Schodziła nimi wolno uważając. Przejście nad nią się zamknęło pozostawiając na podłodze tylko małą karteczkę, na której wypisane były dwa słowa. 

"JUŻ CZAS"

~ ~ ~

Tadaaaamn? Nie wiem czy wam się podoba, ale wydaje mi się, że was troszkę zaskoczyłam ^^ No dobra, liczę na wasze komentarze. Nie wiem kiedy pojawi się nowy rozdział, ale mam nadzieję, że mnie nie opuścicie? :33 Pozdrawiam, postaram się wejść jak najszybciej. Paaaa ♥