niedziela, 30 grudnia 2012

Rozdział 3

Ojej <3
Ponad tysiąc wejść :* Dziękuję wam :D Uff, przepraszam, że tak długo nie było nowego wpisu, ale natchnienia brakowało :D I wybaczcie za tak rzadkie odwiedzanie waszych blogów - brak czasu -,- Już się poprawiam! Od razu po dodaniu tego wpisu biegnę do was "na zwiady" :DD Okej, wpis z dedykacją dla : Mojej Wiki oczywiście (♥), OliFFki (♥), Honeyed Girl, Lily Lou, Destiny Chase i ~Miony :) - no to się rozpisałam :D Zapraszam...

III ~ "Język może ukryć prawdę, ale oczy nigdy."


~ ~ ~


Bellatrix siedziała na posadzce patrząc tępo w okno. Była szósta rano, a ona nie zmrużyła jeszcze oka. Kolejna łza spłynęła zygzakiem po jej zaczerwienionym policzku, by w ślad za innymi ukryć się w mokrym kołnierzyku dziewczyny. Nie wiedziała właściwie czemu płacze. Wieczorem opuściła dormitorium by ukryć się przed wścibskimi współlokatorkami i zajęła miejsce na podłodze korytarza prowadzącego do Izby Pamięci. Rozmazany tusz do rzęs upaprał jej koszulę, rozwiązany krawat leżał pomięty kilka stóp od właścicielki, a rajstopy wyglądały jakby przeżyły wojnę światową. Co rusz w nocy odwiedzał ją jakiś skrzat domowy upraszając usilnie o powrót do lochów, ale ta siedziała uparta jak osioł nie reagując wcale na obecność tych stworzeń. O tej porze nie było już przy niej nikogo. Mogła sama w ciszy i w skupieniu przemyśleć wszystko co się zdarzyło. Na pewno nie mogła się zakochać. Ona nie znała tego chłopaka, jego rodziny, pochodzenia... A co jeśli byłby brudnej krwi? Wzdrygnęła się. Jednak nie dostałby się do Slytherinu... Dlaczego nie strzeliła mu wtedy w twarz? Nocne wizyty, patrzenie sobie w milczeniu w oczy, doradzanie jej i... I nagle takie coś. Nie, na pewno się nie zakochała. Zagłuszając rozsądek podniosła się powoli z podłogi i rozmasowała kark. Pozbierała swoje rzeczy i ruszyła do sypialni. Może uda jej się jeszcze zasnąć? Z taką myślą ułożyła się na łóżku z baldachimem i zamknęła powieki.

~ Tego samego dnia...

 - Biegiem! Szybciej! - wpadła jak huragan do klasy eliksirów i omiotła wzrokiem pomieszczenie.
Za nią jak na zawołanie wkroczyła Alecto.
- Dłużej nie można było? - zapytał profesor Slughorn.
- Przepraszamy. - powiedziały chóralnie i zajęły miejsce w ławce na końcu klasy.
- Kontynuując... - nauczyciel odwrócił się tyłem do klasy i zaczął krążyć przy tablicy. Lekcja dłużyła się niemiłosiernie. Wskazówki zdawały się przesuwać o połowę wolniej, a zegar wyglądał jakby był specjalnie w ten sposób zaczarowany.
- Psst... Bella... - mruknął jakiś przystojny chłopak z ławki obok wyciągając różdżkę.
- Czego chcesz, Dołohow? - warknęła.
- Popatrz tylko na to. - i nagle jak z torpedy z magicznego przedmiotu wystrzeliła żaba, która wylądowała w kociołku pulchnego człowieka.
- A teraz trochę czosnku i... OOOOOCH! Wielkie nieba!
Fioletowa maź oblepiła salę, profesora i siedzących najbliżej Ślizgonów. Uczniowie ryknęli śmiechem.
- Amatorka... - mruknęła Bellatrix sięgając po swoją różdżkę. - Pokażę ci jak to się robi.
Wykonała delikatny gest dłonią prawie wcale nie ruszając wargami. Rozległ się głuchy świst i nauczyciel odskoczył jak oparzony od kotła. Kolorowe macki oplotły go całego i zaczęły nim trząść, potem postawiły go na ziemi, okręciły go parę razy, podrzuciły w powietrze i.. Nie do wiary! One tańczą! Złowieszczy rechot ogarnął pomieszczenie. Antonin kiwnął głową z uznaniem w stronę nastolatki. Dopiero wtedy ta przestała czarować nauczyciela i zaczęła szybko "czytać coś w podręczniku". 
- Kto... Kto to zrobił?! - wydusił uwalniając się z uścisku tęczowych łap, ale w odpowiedzi uzyskał tylko stłumiony chichot. - Nikt się nie przyzna? Cóż... Wszyscy dostają szlaban!
- To ja! - Dołohow zerwał się z krzesła.
Black spojrzała na niego ze zdziwieniem. Zmarszczyła czoło i zlustrowała go wzrokiem, ten tylko wzruszył ramionami.
- Cóż... W takim razie... Środa, ósma wieczór w moim gabinecie, przez dwa tygodnie... - rozejrzał się po upapranej mazią klasie. - Na dziś... Koniec zajęć.
Ślizgoni zerwali się z krzeseł i czym prędzej opuścili salę. Alecto kroczyła korytarzem obok Belli popychając jakiegoś pierwszoroczniaka. Nie minęło parę chwil, a dogonił je Antonin z Amycusem.
- Czego chcesz, Dołohow? - powiedziała jakby od niechcenia.
- To samo pytanie od pięciu lat... Jeszcze ci się nie znudziło?
- Nie, stara miłość nie rdzewieje.
Uniósł wysoko brwi.
- Miałam na myśli to pytanie! Kretyn. Do rzeczy, nie mam za wiele czasu.
- Jak zawsze...
- A co cię to interesuje? - prychnęła blondynka.
- Nie wtrącaj się Carrow.
Dziewczyna popchnęła go na stojącą obok zbroję.
- Moje nazwisko wymawiaj z szacunkiem, plugawe dziecko, albo inaczej porozmawiamy. - machnęła włosami i poszła przodem. 
- Czasami łatwo się denerwuje. - mruknął Amycus i wyciągnął rękę do czarnowłosego.
- Zdążyłem zauważyć. A ty dokąd? - zawołał za Bellą, która stopniowo oddalała się od dwóch chłopaków. - Jeszcze nie skończyłem.
- Ale ja skończyłam. Dręczysz mnie od pięciu lat. Mam tego po prostu dosyć!
Dogonił ją szybko i poruszał brwiami w górę i w dół.
- Ale i tak mnie kochasz? - wyszczerzył zęby.
- Chciałbyś. - zaśmiała się.
- Jeszcze zobaczymy! - uśmiechnął się.
- Chyba guza na twoim czole! - skończyła i weszła do pokoju wspólnego.
Rzuciła torbę na krzesło i omiotła wzrokiem pomieszczenie. Było w nim pełno osób. Nagle poczuła, że coś oplata jej nogi.
 - Bellaaa! - krzyknęła młoda dziewczynka.
- Cyziu, co ty wyrabiasz? - wygięła usta w dziwnym uśmiechu, odczepiła siostrę od siebie i posadziła na fotelu.
- Wiesz co?
- No co?
- Ten kretyn - wskazała palcem na jakiegoś jedenastolatka z podbitym okiem - Nazwał mnie dziś rozpieszczoną córeczką rodziców.
- Cyziu...
- Hmm?
- On zawsze tak wyglądał? - zaśmiała się.
- No wiesz...
- Hahah, dobrze młoda... Nie daj sobą pomiatać. - poczochrała jej włosy. - Ale następnym razem polecam użyć różdżki. - puściła jej oko - Tarantallegra może się przydać.
- Zaklęcie niekontrolowanego pląsu nóg? Da się załatwić. - szepnęła i pobiegła w stronę znajomych.
- Moja krew. - uśmiechnęła się pod nosem.
Wspięła się jeszcze po schodach na górę, spakowała swoje książki i udała się do klasy transmutacji. Nie było to małe pomieszczenie. Miało z dwadzieścia obszernych trzyosobowych ławek, na ścianach wisiały portrety znanych czarodziei, a w wielkiej, zakurzonej komodzie za drewnianym biurkiem profesor Merrythought leżały przedmioty najróżniejszej postaci. Pióra z mysimi ogonami, pudełka na ciastka kraczące jak sroka, dzbanki do herbaty z króliczymi uszami i wiele, wiele innych. Usiadła obok Alecto patrząc na jej zdenerwowaną twarz.
- Al, wszystko gra? - zapytała.
- Może być. - burknęła i schowała się za podręcznikiem.
No tak, z tą dzisiaj nie porozmawia.
- Dobrze, droga młodzieży. Proszę otworzyć książki na stronie... O, pan Yaxley, dobrze, że pan już jest.
- Przepraszam, nie mogłem znaleźć klasy.
Po ciele Bellatrix przebiegły ciarki. Obróciła się powoli i zobaczyła wysokiego blondyna o niebieskich oczach, który stał teraz przed nią, w świetle dziennym i jak gdyby nigdy nic podawał dłoń Dołohowowi. Zdawało jej się, że czas stanął, gdy ten spojrzał na nią przez ułamek sekundy, a potem przypomniały jej się słowa, które wypowiedział... Jej największy koszmar siedział w tej samej sali co ona i szczerzył się ot tak do jej znajomych. Tego nie mogła znieść. Zerwała się z krzesła i w pośpiechu opuściła klasę nie zwracając uwagi na krzyki nauczycielki. Wpadła do lochów i rzuciła się na łóżko w pokoju wspólnym, które niestety ktoś już zajmował.
- Bells, nic ci nie jest?
Uniosła głowę i spojrzała w przerażone oczy Andromedy.
- Nie, ja tylko... Co to jest? - spytała patrząc ze strachem na mały pomięty zwitek pergaminu, podpalany i miejscami poplamiony czymś czerwonym.
- Ktoś... Ktoś zostawił to przyczepione do drzwi twojego dormitorium. - pisnęła cicho łapiąc wypadający jej z rąk kubek herbaty.
Brunetka zamarła. Wpatrywała się tępym wzrokiem w napis, którego nigdy w życiu nie chciałaby ujrzeć.

"Mam twoją siostrę... Koszmar dopiero się zaczyna."

~ ~ ~ 

No i skończyłam... Łeheheheh :D Nie zabijajcie mnie proszę :P To tylko taki dodatek noworoczny ode mnie :)) Nie jestem z niego taka dumna, bo weny mi brakowało przez dłuży czas i zdań nie mogłam skleić, no ale trudno. Ach, tak! Życzenia ^^ No więc : Pięknych fajerwerek, udanej imprezy sylwestrowej, dużo szczęścia, miłości i radości na Nowy Rok, nowych pomysłów, planów i marzeń do pomyślnego zrealizowania i mnóstwo magii by na zawsze gościła w waszych sercach!!

 ♥ HAPPY NEW YEAR ♥ 

sobota, 22 grudnia 2012

Rozdział 2

No więc... Już sporo czasu nie pisałam i trzymałam was w niepewności, ale mam taki jakiś dziwny nastrój... Ech. Nie umiem tego opisać ;// No więc piszę to z lekką załamką, może to poprawi jakość wypocin ^^ Zachęcam do czytania . Wpis z dedykacją dla Wiktorii M. - mojej skarbnicy pomysłów ♥


II ~ "Gdy otworzysz oczy wydaje ci się już, że widzisz"


~ ~ ~ 


Ciemnowłosa dziewczyna usiadła na łóżku i przetarła oczy rozglądając się po zakurzonym pomieszczeniu. Zielone firany wyglądały jakby uwiesił się na nich wyjątkowo uciążliwy kot, brudny fotel w kącie zdawał się wołać o pomoc jakąś dobrą rękę, która wcisnęłaby mu z powrotem sprężyny, a żyrandol bujał się niebezpiecznie nad głowami zaspanych czarodziejek. Jedna czarna poduszka przeleciała przez pokój trafiając ziewającą Bellatrix w twarz, która wylądowała na podłodze patrząc nieprzytomnym spojrzeniem na ciekawie pomalowany sufit. Ciemny odcień zieleni z wymalowanymi wężami pasował idealnie do brązowych kropli po bokach. A może to tylko plamy po kawie? Ślizgoni mieli talent do robienia bałaganu. Mimo wszystko to nieuporządkowane dormitorium miało w sobie coś z królewskiej sypialni. Wspaniałe obrazy na ścianach, urocza komoda, zasłony na łóżkach i cały książęcy baldachim wprawiały w nastrój uniesienia. Nastolatka podniosła się energicznie zwracając ze zdwojoną siłą przedmiot zielonowłosej właścicielce. 
- Dzień dobry, Meduzo. - syknęła zdenerwowana w stronę metamorfomaga.
Rozmasowując sobie kość ogonową zmierzyła morderczym wzrokiem swoje współlokatorki po czym bez słowa wyjęła jakieś rzeczy z kufra i powędrowała do łazienki. Z głośnym westchnięciem rzuciła je na szafkę z kosmetykami i przejrzała się w dużym lustrze ozdobionym kryształową ramą z wygrawerowanymi żmijami.
- Miły poranek, nie ma co. - burknęła chwytając szczotkę do włosów i rozczesując nią łagodnie opadające na ramiona fale.
Obmyła twarz wodą, ubrała się, użyła odrobiny tuszu do rzęs, popryskała się perfumami i wyszła trzaskając drzwiami. Zarzuciła torbę z książkami na ramię i opuściła pomieszczenie. Zeszła po schodach tupiąc głośno, wparowała do pokoju wspólnego i z niepewnością zerknęła na ciemny fotel w rogu pomieszczenia, na którym zeszłego wieczoru spotkała niebieskookiego blondyna. Nie reagując na zaczepki swoich znajomych udała się do Wielkiej Sali. Szła równym krokiem mijając śmiejące się ludzkie portrety. Nagle ujrzała coś co ja zmroziło, a potem zmusiło do stłumionego śmiechu. Na końcu krętego korytarza ujrzała swoją siostrę. Andromeda wtulona w jakiegoś chłopaka rozdawała mu pieczołowicie pocałunki śmiejąc się głośno. Starsza siostra zaczęła zastanawiać się gorączkowo. Zrobić wejście smoka i przerwać tą niesamowicie uroczą scenkę czy dać jej najeść się wstydu w domu przy rodzicach? Zacisnęła usta w zastanowieniu, ale jej knowania przerwał cichy szept dochodzący znad jej ramienia.
- No, wiesz co? Przerywać tak romantyczną chwilę?
Odwróciła się z różdżką w ręku i jej spojrzenie od razu natrafiło na śliczny odcień błękitu. Oczy tajemniczego osobnika uśmiechały się wesoło, a w niebieskiej toni igrał ten sam promyczek nadziei co ostatnio. Chłopak złapał ją odruchowo za nadgarstki i przytrzymał przez dłuższą chwilę. Uniósł brwi do góry, uśmiechnął się szelmowsko i wycofał zanim zdążyła wydusić głupie "cześć". Stała tak przez dłuższy czas, patrząc tępo w ścianę przed sobą. Gdy zorientowała się, że stoi już sama, energicznie zawróciła w stronę jadalni i zbliżyła się do stołu. Usiadła z wielkim impetem i z mieszaniną wstydu i ulgi spojrzała na Alecto.
- Kiepski poranek? - powiedziała na przywitanie.
- Jakbyś zgadła. - mruknęła.
Zerknęła z apetytem na leżące przed nią tosty z serem i poczuła jak burczy jej w brzuchu. Chwyciła za keczup i dokładnie pokryła nim każdy skrawek kanapki. Zatopiła zęby w rozpuszczającym się w ustach przysmaku i chrupiącym cieście i popiła to sokiem dyniowym. Blondynka uśmiechnęła się do niej.
- Smacznego.
- Dżemkujem. - mlasnęła.
Po skończonym posiłku wstała i rozejrzała się gorączkowo po sali. Blondyna nigdzie nie było. 
"Co to za typek?" - pomyślała i ruszyła z Alecto w stronę sali zaklęć. Nagle ktoś złapał ją za rękę, poczuła gwałtowny przypływ energii i spojrzała w brązowe oczy Andromedy.
- O, to ty... - mruknęła rozczarowana.
- Tak, to ja... I też się cieszę, że cię widzę. - burknęła.
- Czego chcesz, spieszę się.
- Nie w humorze? Spokojnie, będę się streszczać. - przyciągnęła ją do siebie. 
- Chodzi o tego chłopaka, z którym się całowałaś przed śniadaniem?
- Co?! Nie... A ty skąd wiesz?
- Ma się swoje sposoby...
- Albo oczy...
- Cicho! Mów o co chodzi, nie mam czasu!
- Chodzi mi o to zadanie z gospodarstwa... Wydaje mi się, że chłoszczyść służy tylko do oczyszczania tylko małych powierzchni, ale tutaj jest napisane, że...
- Czy ja ci do cholery wyglądam na kurę domową?! Myślisz, że nie mam lepszych rzeczy do roboty tylko tłumaczenie mojej głupiej młodszej siostrze takich prostych zadań, które zrozumiałby nawet mugol?! Zapytaj się kogoś innego, a nie paplasz i paplasz mi tylko o bzdurach od samego rana! Daj mi spokój i biegnij nauczyć się zamiatać jeśli nie umiesz posługiwać się zaklęciami! - wrzasnęła, machnęła włosami i odeszła.
Zatrzymała się dopiero przed klasą tupiąc nerwowo nogą. Siostra Carrow spojrzała na nią pełnym krytyki, a zarazem zaciekawienia wzrokiem i pokręciła znacząco głową.
- Taaaak, nie masz najlepszego humoru. - westchnęła i weszła do pomieszczenia.
Przez wszystkie lekcje Bella nie mogła wydusić z siebie słowa. Odjęła chyba z 40 punktów Slytherinowi, wylała atrament na koszulkę dalej nie mogąc zapomnieć wzroku dziwnego piętnastolatka. Po ciężkim dniu marzyła tylko o długiej kąpieli, zanurzeniu się w pianie po czubek nosa i odpłynięciu na dobre. Szła pewnie w stronę lochów, gdy zobaczyła Narcyzę.
- Bellatrix! - pisnęła i rzuciła jej się na szyję.
- Tak, tak cześć, młoda.
- Wiesz co ci powiem?! - kontynuowała.
- No co?
- Dostałam najwyższą ocenę z eliksirów! - podskoczyła z radości.
- Cudownie...
- Dlaczego cię to nie cieszy?
- Bo nie tylko ty się liczysz!
Małej dziewczynce łzy napłynęły do oczu.
- Oj, Cyziu, to nie tak... Ja... Przepraszam, ja mam po prostu zły dzień. - przytuliła ją.
- Już od wczoraj. Ile to jeszcze potrwa?! Zachowujesz się jak kobieta w ciąży. - pokręciła główką.
- Czasem i tak bywa. - zaśmiała się.
Weszła wreszcie do swojego dormitorium, które było jeszcze puste. Nie miała ochoty na kolację, nie jadła obiadu - chciała tylko spać. Wtedy to usłyszała. W rogu sypialni ktoś się poruszył. Podskoczyła w miejscu, ale zanim zdążyła krzyknąć ktoś zatkał jej usta dłonią. I znowu te oczy. O co mu chodzi?! Nie wiedziała co się z nią dzieje. Nie zastanawiało jej to dlaczego ten osobnik jest w pokoju dziewczyn, myślała tylko o tym cudownym błękicie, który pozwolił jej odpłynąć daleko od problemów istniejącego świata.
- Kim ty jesteś? - wydukała otrząsając się z cudownego omdlenia.
Poczuła motylki w brzuchu, gdy tylko otworzył usta... A wtedy...
- Twoim największym koszmarem. - uśmiechnął się i zniknął.

~ ~ ~

No i oto mój rozdział.. Ech, szczerze powiem namęczyłam się przy nim. Są opisy pomieszczeń i więcej Andromedy.. Mam nadzieję, że będziecie zadowolenia :) Proszę o szczere opinie :D

sobota, 15 grudnia 2012

Rozdział I

No więc bardzo się cieszę, że zainteresował was prolog <3 Dziękuję za komentarze :D Mam nadzieję, że ten rozdział również wam się spodoba ^^ Wpis z dedykacją dla Wiktorii - dziękuję za nadawanie weny twórczej :* Zapraszam do czytania... (UWAGA! Postacie z *, które nie są z czasów które opisuję, w tej opowieści są z okresu gdy Bellatrix jest w Hogwarcie z racji małej ilości danych o jej klasie.


I ~ "Bo w oczach tkwi siła duszy."



~ ~ ~

Dom Blacków położony kilkanaście minut od dworca nie był wyjątkowo przyjaznym miejscem. Wszędzie pachniało stęchlizną, meble pokrywał kurz, a skrzat domowy robił co mógł by uprzykrzyć gościom wizyty. Jak mówił chciał "mieć panią tylko dla siebie". Może dlatego Bellatrix tak lubiła stamtąd wyjeżdżać. Za każdym razem, gdy wsiadała do auta cieszyła się, że nie będzie musiała oglądać tej rudery przez najbliższe 10 miesięcy. Wyszła z samochodu rozcierając sobie kark.
- Nie mógłbyś następnym razem załatwić czegoś wygodniejszego? - mruknęła w stronę ojca.
- Niestety, ci mugole w życiu nie wymyślili czegoś proporcjonalnego do naszej wyższości krwi. - burknął.
Piętnastoletnia czarodziejka wywróciła oczami i wyciągnęła rękę w stronę kierowcy, który wyjmował bagaże.
- Ruchy... - zaczęła nerwowo tupać nogą.
Mężczyzna wyciągnął ogromny kufer i położył go na wózku, po czym wyjął klatkę z trzepoczącym skrzydłami puchaczem.
- Ostrożniej może! - syknęła wyrywając go z dłoni szofera.
Sowa czując dotyk właścicielki natychmiast się uspokoiła i ukryła głowę w piórkach.
- Nikt nie ma szacunku dla ludzi naszego pokroju... - mruknęła pchając wózek.
Nie minęła chwila, a już stała na peronie 9 i 3/4. Wciągnęła głośno powietrze i rozejrzała się po stacji.
"Wszędzie pełno mugoli" - wzdrygnęła się na samą myśl o nich. Gdy z barierki wybiegł jej ojciec z siostrami, ucałowała go w oba policzki, zabrała resztę bagaży i weszła do pociągu. Andromeda od razu pognała do przedziału, w której siedzieli jej ślizgońscy przyjaciele. Bella ukucnęła przy najmłodszej dziewczynce i szepnęła jak najciszej:
- Słuchaj, Cyziu. Ja teraz pójdę usiąść sobie wygodnie, a ty znajdź sobie gdzieś miejsce, dobrze? - otarła łzę z policzka blondynki.
- A nie mogę usiąść z tobą? - pociągnęła nosem.
Brunetka pogłaskała ją po głowie.
- Nie za bardzo. No, a teraz... - otworzyła jej drzwi. - Dasz sobie radę.
Nie minęła chwila, a z jednego z wagonów rozległ się donośny głos:
- Bellatrix! Idziesz? 
Dziewczyna rzuciła ostatnie, dodające Narcyzie otuchy spojrzenie i pobiegła w tamtą stronę. Zapatrzyła się w zamykające drzwi. Przyspieszyła kroku, gdy nagle poczuła silny ból w lewym ramieniu. Odwróciła się gwałtownie i spojrzała w niebieskie oczy piętnastoletniej Ślizgonki. Znała ją tylko z widzenia, ale nie zwracała teraz na to uwagi.
- Jak łazisz, pokrako? - syknęła. 
Jednym susem znalazła się przy przydziale swoich znajomych i ze zgrozą stwierdziła, że jest pełny. Weszła do środka.
- Sory, Bell, ale już nie ma miejsc. - zaśmiał się jakiś chłopak o czarnych włosach.
- I tak nie chciałam tu siedzieć. - prychnęła zatrzaskując drzwi.
Zerknęła jeszcze raz na blondynkę patrzącą na nią w oszołomieniu.
- I co się tak patrzysz?
- Zastanawiam się co ty widzisz w tych pajacach. - wywróciła oczami i zaczęła szukać wolnego miejsca.
Po chwili namysłu brunetka podniosła swoje rzeczy i ruszyła za nią.
- A co cię obchodzą moi przyjaciele?
- Przyjaciele... - zadrwiła. - Myślałam, że przyjaciele się ot tak nie wystawiają.
- To akurat nie jest twoja sprawa.
- Może i nie moja, ale musisz przyznać mi rację. - weszła do pustego wagonu kładąc kufer u góry. Usiadła i zarzuciła włosami. - Jeśli ktoś cię traktuję jak ścierkę do podłogi, nie powinno się tego kogoś nazywać przyjacielem. Dlatego nie lubię ludzi.
Bellatrix poszła w ślady tajemniczej dziewczyny i weszła do przedziału. Zajęła miejsce naprzeciw niej i zaczęła badać ją wzrokiem.
- A tobie ktoś pozwolił tu usiąść? - burknęła.
- A ktoś zabronił?
- Słyszałaś chyba, że nie lubię ludzi? Nie mam do nich zaufania.
- Chyba jedna podróż nic ci nie zrobi?
- Skąd mogę to wiedzieć. Nie znam cię.
- Zawsze możemy się poznać.
- Wiesz, zazwyczaj też nie koleguję się z ludźmi, którzy drą się na mnie pędząc jak szalone przez korytarz i strasząc mojego szczura. - uniosła brwi.
- Ma się ten charakterek. - zażartowała. - Jestem Bellatrix, Bellatrix Black. - wyciągnęła rękę.
Piętnastolatka spojrzała na nią nieufnie.
- Alecto, Alecto Carrow * - chwyciła jej dłoń powoli.
- Carrow... Coś mi to mówi. Czysta krew?
- Jakby inaczej. A co cię to interesuje?
- Nie toleruję szlam. - syknęła.
- Brudne, nieczyste dzieci, niewydarzonych rodziców. - odparła.
- Czuję, że się polubimy. - uśmiechnęła się.
Rozmawiały długo, parę godzin. Chwilę śmiechu przerwało im nagłe pojawienie się wysokiego blondyna w przejściu.
- Alecto, tu jesteś! - ucieszył się. - Zaraz Hogwart. - jego spojrzenie zatrzymało się na sekundę na Belli. Po paru minutach oderwał wzrok i opuścił przedział.
- Kto to był? - zapytała, gdy wdziała już szatę przez głowę.
- Aaa... To tylko mój nadopiekuńczy braciszek. - prychnęła. - Nie lubię zbytniej troskliwości...
Dziewczyna zacisnęła zęby lecz nic nie odpowiedziała. Wysiadła z pociągu na zimny, tonący w ciemności dworzec. Na końcu peronu paliła się tylko jedna latarnia, nie licząc oczywiście podręcznej lampy gajowego. 
- Pirszoroczni do mnie! Tutaj, tutaj pirszoroczni! Pirszoroczni! Ej, ty tam! - wskazał na małego brązowowłosego chłopca. - Żadnych fajerwerków! Okej, wszyscy są! No to za mną! Do łódek!
Cała parada jedenastolatków ruszyła ze strachem w oczach za grubym, wysokim człowiekiem. Bellatrix wodziła wzrokiem po tłumie małolatów, gdy poczuła delikatne pociągnięcie za łokieć.
- Idziesz? - szepnęła Alecto odchodząc w stronę powozu.
Czarnowłosa dogoniła ją szybko i teraz kroczyły ramię w ramię po skutej delikatnie lodem ziemi. 
- Najmroźniejszy wrzesień jaki przeżyłam. - wzdrygnęła się.
- Taaak, masz rację. - odparła. - Wiesz co? - dodała po chwili. - Mój brat będzie jechał z nami powozem. Chyba ci to nie przeszkadza?
- Nie, skądże znowu. - uśmiechnęła się. 
Wskoczyła do karety i rozsiadła się przy oknie. Wyjrzała przez nie wpatrując się dokładnie w taflę jeziora, po której przesuwały się delikatnie błyski światła. Odwróciła się i od razu natrafiła na czujny wzrok blondynki. Ta nie czekała długo na odpowiedź.
- Moja siostra Narcyza jest tu pierwszy rok. 
Alecto pokiwała znacząco głową. Spojrzała na czubki swoich butów i milczała. Po pewnym czasie do środka wsiadł Amycus Carrow z kolegą. Do powozu wpakował się jeszcze jakiś nieznajomy czternastolatek z dziewczyną i dopiero wtedy powóz ruszył. Bella zmierzyła obcą dwójkę spojrzeniem i z odrazą odwróciła wzrok - Gryfoni. Jechali około 45 minut. Wyskoczyli puszczając parę z ust. W środku było strasznie duszno. Z ulgą odetchnęli świeżym powietrzem i skierowali się do Wielkiej Sali. Powędrowali do stolika przy którym siedziała już większa część osób ze Slytherinu. Gdy tylko się do niego zbliżyli, z jednego końca odezwało się wesołe wołanie.
- Bellatrix! Chodź do nas!
Dziewczyna odwróciła się w stronę niebieskookiej i spojrzała na nią pytającym wzrokiem.
- Chcesz to idź. - prychnęła.
- Nie chcę. Ktoś powiedział, że chcę?
- Widzę jak na nich patrzysz. Nikt nie zadaje się z takimi jak ja. Nie psuj sobie reputacji.
Brunetka zerknęła na nią badawczo.
- Idziesz, czy nie?! - ktoś znowu krzyknął.
- Zamknij się, Dołohow*! - warknęła. - Nie widzisz, że rozmawiam, kretynie?
Zarzuciła włosami i usiadła na miejscu.
- Zostaję tu. - powiedziała stanowczo.
- Uparta jesteś. - odpowiedziała z podziwem blondynka.
- Wiem o tym, dziękuję.
- A jak to nie był komplement?
- Nie wydaje mi się. 
Ich rozmowę przerwał donośny głos profesor Merrythought*.
- Uwaga, moi drodzy! Oto jest tiara przydziału. Proszę włożyć ją na głowę i posłuchać do jakiego domu jest się przyjętym. Zapraszam! Będę czytać nazwiska w kolejności alfabetycznej! Na początek Alloma Kate! 
Każdy po kolei wkładał na głowę starą czapkę i biegł do witającego go okrzykiem stołu. Nareszcie nadszedł czas na małą Cyzię. Wystraszona blondynka usiadła na stołku. Ledwo tiara dotknęła czubka jej głowy ryknęła na cały głos:
- SLYTHERIN!
Uradowana dziewczynka w podskokach pobiegła do Ślizgonów. Usiadła obok rudowłosej dziewczynki kiwającej jej energicznie ręką. Wielu nowych pierwszoroczniaków trafiło właśnie do ich domu. Po krótkiej przemowie Dumbledore'a, stoły pokryły się jedzeniem i wszyscy zachłannie rzucili się na przysmaki. Potem nadeszła kolej deserów. Bellatrix siedziała masując sobie brzuch. Nagle wymsknęło jej się głośne ziewnięcie. Zatkała buzię dłonią i wstała.
- Wiesz co? Ja już chyba pójdę do sypialni. Do jutra. - pożegnała się.
Szła samotnie mijając co chwila uczniów z innych domów. Wtem poczuła, że ktoś lub coś ciągnie ją za szatę. Odwróciła się gwałtownie pchając to na ziemię. Rozległ się płacz i na ciemnej posadzce nagle znalazła się jej siostra.
- Oj Cyziu, nie płacz. Cyziu, przepraszam... Cyziu, USPOKÓJ SIĘ! - krzyknęła.
Blondynka spojrzała na nią wystraszonym wzrokiem. Starsza siostra nigdy nie odezwała się do niej w taki sposób.
- Bo ktoś nas usłyszy... - mruknęła.
- Wsty-wstydzisz się mnie? - zapytała pociągając noskiem.
- Nie, ale... Po prostu... Nie powinnyśmy robić tyle hałasu. Chodźmy. - pomogła jej wstać i zaprowadziła ją do lochów słuchając jej historii pod tytułem "jak było w szkole".
- ... No, a potem ten John krzyknął na cały głos "Ej, ty wielki grubasie!". Hagrid tak się zdenerwował, że jak się odwrócił to przez przypadek wepchnął go do wody! - zaśmiała się. - A... A tobie co powiedziała tiara podczas przydziału? - spytała nagle zmieniając temat.
- Wiesz... - podrapała się po głowie. - Nie pamiętam. - skłamała.
- Aha, okej. - westchnęła cicho.
Stanęły przed kamienną ścianą.
- Nowe hasło to "mroczna dusza" - powiedziała siostrze na ucho. - Chcesz spróbować? - spytała przygryzając wargi.
- Pewnie! - pisnęła. - Mroczna Dusza. 
Wtedy coś zaskrzypiało, zgrzytnęło i przed nimi ukazało się urządzone przytulnie wnętrze pokoju wspólnego. Ściany pokrywała mocna czerń, sofy były w różnych odcieniach zieleni, a w kominku wesoło igrał płomień.
- No, powinnaś już lecieć spać. Musisz odpocząć przed jutrzejszym dniem. - poczochrała Narcyzę po głowie.
- Dobranoc! - przytuliła ją. - Jesteś najlepszą siostrą na świecie! 
Młoda Black pognała na górę, a Bella z ulgą opadła na kanapę.
- Nareszcie sama... - westchnęła.
- Czyżby na pewno? - mruknął męski głos.
Podniosła energicznie głowę i zobaczyła, że na krześle w kącie siedzi chłopak.
- Kim ty jesteś? - zapytała podejrzanie.
Ukazał się przed nią niebieskooki blondyn chyba z jej rocznika.
- Kimś kto cię zna, a kogo ty najwidoczniej nie znasz... Bello.
Poruszyła się niespokojnie na miejscu i usiadła. Zajął pufę obok niej i odgarnął jej włosy z czoła. Spojrzała mu w oczy i zobaczyła w nich jakby coś a'la promyk nadziei. Osobnik wstał, szepnął "dobranoc" i odszedł pozostawiając skołowaną piętnastolatkę samą. Dziewczyna nie wiedziała co zrobić. Wyprostowała się i ruszyła po schodach do dormitorium. Tam zrzuciła ubrania, weszła pod prysznic, założyła flanelową koszulę i wskoczyła do łóżka. Zamknęła oczy i nie mogąc zapomnieć tego jasnego blasku, tonącego w ciemnym błękicie zasnęła.

~ ~ ~ 

No więc oto był rozdział 1-szy. Mam nadzieję, że wam się spodobał :) Jeśli przeczytałeś - zostaw komentarz będzie mi bardzo miło. :D

czwartek, 13 grudnia 2012

Prolog .

Witajcie ^^ To jest już mój drugi blog z historią o tematyce Potterowskiej ;) Pierwszy - http://fremione-mysterious-love.blogspot.com/ - skończyłam pisać 11.12.2012 r. :D Mam nadzieję, że i podczas pisania tej historii uda mi się rozwinąć skrzydła na tyle, by przykuć choć część waszej uwagi ;) Tym wstępem zaczynam historię ;) Wpis z dedykacją dla Wiktorii oraz Destiny Chase .


Prolog .


~ ~ ~ 

- Puszczaj! Słyszysz?! To moje!! - z pokoju trzech nastolatek znowu dochodziły wrzaski. 
Był chłodny, wrześniowy poranek. Dwie siostry z rodziny Blacków kłóciły się o coś zacięcie. 
- Zostaw bo podrzesz! - wrzasnęła Bellatrix donośnym głosem podnosząc się z podłogi.
Z jej dłoni triumfalnie zwisała para rajstop.
- I nie waż się ich więcej tykać, Cyziu!
Jedenastoletnia dziewczynka zrobiła obrażoną minę i wydusiła przez łzy:
- A-ale ja je chciałam ty-tylko po-pożyczyć...
- Po pierwsze to są na ciebie za duże, a po drugie nie płacz tak bo ci nie do twarzy. - uśmiechnęła się.
Blondynka otarła oczy i spojrzała ze smutkiem na starszą o cztery lata siostrę.
- A Andzi to pożyczasz...
Brunetka westchnęła głośno i odgarnęła włosy z czoła.
- Andromeda jest w trzeciej klasie więc jest tylko dwa lata młodsza ode mnie, a ty cztery. - przytuliła ją. - I nie martw się. 
Wstała wrzucając rajstopy do kufra.
- Bello?
- Mhm? - mruknęła nie odrywając głowy od bagaży.
- Czy mogę zadać ci pytanie?
- Jasne, pytaj.
- ... Co jeśli nie trafię do Slytherinu jak wy?
Nastolatka odstawiła klatkę z czarnym puchaczem na bok i ukucnęła przy Narcyzie.
- Wtedy zerwiemy kontakty, wylecisz na Antarktydę bez jedzenia i wody i będziesz siedzieć tam odizolowana od cywilizacji. - małej dziewczynce oczy zaszły łzami. - Ale... Nie przejmuj się. Na pewno będziesz z nami. Czarodzieje z tak dumnego rodu ZAWSZE tam trafiają.
- A kuzyn Syriusz*?
- Ciiiiicho! - syknęła. - On nie należy już do rodziny.
Po tych słowach opuściła sypialnię trzaskając drzwiami. Zbiegła po schodach do kuchni, gdzie zastała Andromedę siedzącą nad jakimś podręcznikiem. "Znowu coś o gospodarstwie domowym" - pomyślała Bellatrix podchodząc do młodszej siostry. Gdyby nie łagodniejsze rysy twarzy i trochę jaśniejsze włosy można by pomyśleć, że są bliźniaczkami. Zakryła jej oczy i szepnęła wolno :
- Zgadnij kto to?
- Codziennie zadajesz mi to samo pytanie, no więc nie wiem tata?
Zaczęły się śmiać. Brunetka usiadła przy stole smarując sobie tosta masłem. Nie minęło kilka chwil, a stała już przy drzwiach gotowa na to by opuścić dom i zaszyć się w ciemnych zakamarkach Hogwartu. Wpakowała walizki do bagażnika eleganckiej limuzyny z ministerstwa i wskoczyła na tylne siedzenie. Mała, wystraszona blondynka spoglądała tęsknie w stronę machającej im sprzed wyjścia matki. Kilka łez spłynęło po jej różowym policzku. Na tę scenę mechanicznie zadziałała wyobraźnia Belli. Natychmiast przypomniało jej się jak to ona, osamotniona przygotowywała się do opuszczenia rodziny na kilka długich miesięcy...
- Nie martw się młoda, będzie dobrze. - szepnęła cicho i złapała siostrę za rękę. 

~ ~ ~ 

* Syriusz w tym opowiadaniu jest starszy o rok od Narcyzy.

No więc oto był prolog. Mam nadzieję, że was zbytnio nie zanudziłam? :33 Proszę o szczere opinie i z góry dziękuję za komentarze. Pozdrawiam! ^^