No więc chcę was przeprosić za nie dodawanie wpisu :P Brak komputera. Jakoś po 1.02.'13 napiszę rozdział i go wstawie ponieważ będęmiała dostęp :) Dzisiaj mam urodziny, więc musiałam przejść się do biblioteki by do was napisać <3 Kocham was! Obiecuję, że wszyyyystkie zaległości o któych INFORMUJECIE MNIE W SPAMACH i na pewno skomentuję ♥ + Po powrocie zmienię tą nieszczęsną czcionkę.
Pozdrawiam <333
środa, 30 stycznia 2013
sobota, 26 stycznia 2013
Rozdział 8
No więc na samym początku chciałam wam bardzo podziękować za ponad 3500 odwiedzin i 21 obserwujących *_* Jesteście cudowni :33 Pewnie zauważyliście drobne zmiany? :) Tak, czcionka i dwie nowe zakładki - zajrzyjcie jak będziecie mieli czas xD Rozdział dedykuję... Ojej dzisiaj dla odmiany wszystkim komentującym... Zapraszam was serdecznie :33
~ ~ ~
.
VIII ~ „Gdy wokół jest ciemno,pozostaje tylko spokojne czekanie, aż oczy przywykną do mroku."
~ ~ ~
.
Minął
tydzień od zdarzenia w tajemniczej komnacie, o której istnieniu nie wiedział
nikt prócz szóstki Ślizgonów. Niedawno rozpoczął się rok szkolny, a tyle już
zdążyło się wydarzyć. Bellatrix poznała Alecto i jej brata, zakochała się w
chłopaku, o którym nic nie wiedziała, poznała chłopaka, o którym nic nie
wiedziała, który – jak się później okazało – porwał i uwięził jej siostrę,
całowała się z Dołohowem, jej wrogiem z czasów dzieciństwa, on prawie umarł, potem
jakimś cudem znalazł się razem z Cyzią w tej dziwnej Sali za portretem
Salazara, oboje zostali uwolnieni, wszyscy poznali Voldemorta, wplatając w to
wszystko jeszcze fakt, że Andromeda ma chłopaka i nie wiadomo dlaczego została
wyrzucona z pomieszczenia, gdzie przebywał Riddle. Po prostu uroczo. Brunetka
siedziała właśnie na fotelu w pokoju wspólnym wertując kartki jakiejś starej
księgi z biblioteki. Oczy miała podkrążone i spuchnięte, jej fryzura na głowie
przypominała mieszkanie co najmniej 12 wiewiórek, a zdrętwiałe ręce przymuszone
do pracy, pospiesznie przewracały kartki encyklopedii.
- Nic tutaj
nie ma! – krzyknęła zdenerwowana, czując jak żyła na jej szyi pulsuje.
- Uspokój
się, zaczynasz przypominać mi Andromedę. To mnie przeraża… Od kiedy tak fascynuje
cię to, co znajduje się pomiędzy tymi zakurzonymi okładkami? – spytał Dołohow
siadając naprzeciwko niej.
- Od kiedy
dowiedziałam się, że mogę być dobrą śmierciożerczynią ot co. Znalazłam już
fragment, w jakiejś gazecie sprzed paru miesięcy, o tym strasznym morderstwie w
domu trójki Riddle’ów, ale nic więcej.
- A nie
przyszło ci do głowy, że niczego nie znajdziesz w… „Historii Hogwartu”? –
spytał podnosząc książkę i pokazując ją przyjaciółce.
Ta uderzyła
się otwartą dłonią w czoło.
- Siedzę nad
tym od kilku godzin! Dlaczego wcześniej nie zauważyłam co to jest? Dlaczego ja
w ogóle wzięłam to COŚ z biblioteki?! – krzyknęła.
- Słuchaj,
jesteś już trochę zmęczona… Idź się połóż.
- Ale
przecież jest 12:00.
- Ale nie
śpisz od wczoraj. Jutro jest niedziela, jutro się tym zajmiemy, obiecuję, że ci
pomogę.
-
Obiecujesz?
- Obiecuję.
- No, to… Ja
chyba się położę.
Pocałowała
go w policzek, na co on spłonął delikatnym rumieńcem.
- Wybacz… -
szepnęła i poszła na górę.
- Nie ma
sprawy. – odpowiedział, gdy ta zniknęła w drzwiach dormitorium.
Siedział
jeszcze przez chwilę w miejscu, patrząc na porozrzucane po podłodze sterty
książek i westchnął cicho. Czyżby Bella popadała w malutką obsesję? Szybko
odgonił tę myśl i udał się na spacer po zamku. Włożył ręce w kieszenie spodni i
ruszył zaludnionym korytarzem na czwarte piętro. Swobodnie przechadzał się po
Hogwarcie. Znał każdy zakątek tego budynku i dzięki temu potrafił zniknąć bez
śladu na cały dzień pozostając nieuchwytnym nawet przez „nieomylne
przepowiednie Trelawney”. Chociaż, szczerze – kto by nie umiał? Ta jędza nie
potrafiła nawet wywróżyć z fusów jak długo będzie trwało śniadanie, a co
dopiero, gdzie ukrywa się jeden uczeń ze Slytherinu. W trzeciej klasie zniknął
na dwa dni i nikt go nie mógł znaleźć, a zdesperowani szukali nawet w kuchennym
piecu. Gdy się potem zjawił, na powitanie dostał szlaban do końca roku, ale
warto było zobaczyć jak zdenerwowany Dumbledore rwie sobie włosy z brody. To
był chyba pierwszy raz, gdy dopuścił się takiego braku kontroli nad własnym
zachowaniem. Z zamyślenia wyrwał chłopaka dźwięk zamykanych drzwi. Obrócił się
i stwierdził, że trafił do pokoju, w którym stało jedno lustro. Poznawał to
pomieszczenie, ale wcześniej żaden przedmiot nie zagracał okrągłej Sali. Aż do
teraz. Brunet zbliżył się wolno i przeczytał napis na ramie : „AIN EINGARP ACRESO GEWTELA AZ RAWTĄWT EIN MAJ
IBDO”. Zainteresowany spojrzał w szklaną powierzchnię. Przez chwilę stał,
widząc tylko swoje odbicie. Mlasnął głośno z zażenowania i kiedy miał już
odchodzić zobaczył to. Odskoczył jak oparzony od magicznego przedmiotu nie
wierząc swoim oczom. Rozejrzał się dookoła natrafiając wzrokiem na białe ściany
tak niepodobne do widoku w zwierciadle. Wyciągnął dłoń uśmiechając się. Był
kilka milimetrów od zaczarowanego odbicia, a kiedy opuszki jego palców musnęły
szkło, usłyszał dźwięk naciskanej klamki i do pokoju niespodziewanie weszła
Alecto. Zmierzyła go podejrzliwym wzrokiem i zamknęła za sobą drzwi. Patrzyła
na niego spode łba, co upodabniało ją trochę do rozwydrzonej dziewczynki, która
nie dostała cukierka. Przygryzła wargę lustrując chłopaka spojrzeniem. Po
chwili odezwała się spokojnym, melodyjnym, nietypowym dla niej głosem:
- Co tam zobaczyłeś?
Nie odpowiedział. Wbijał w nią swój trochę otępiały wzrok, jego usta były
uchylone, a słowa jakby utkwiły mu w gardle.
- Tak, wiem… „Ale jak… Co… Gdzie… To niemożliwe.” Nie jesteś pierwszym,
który trafia na ten przedmiot. Dlatego zawsze go przenoszą, licząc, że nikt go
nie znajdzie. Głupcy, po co w ogóle trzymają to w Hogwarcie? Powiem im, że to
odkryłeś. Właśnie szłam na kontrolę. – mruknęła cofając się w kierunku wyjścia.
- Stój! – zawołał. – Skąd ty o nim wiesz?
- Nie zapominaj, że jednak jestem prefektem naczelnym.
- Jesteś?!
- Braaawo. – odparła z udawanym podziwem w głosie. – Ty to masz łeb.
- Nie wiedziałem, sory.
- Bo tak trudno dojrzeć odznakę na ubraniu?
Dołohow skierował wzrok na znoszony już biały sweter i spuścił głowę.
- Nieważne, kogo to obchodzi? Poza tym, skądś musieli wytrzasnąć to
lustro, a mój tatuś zajmuje się przewozem. – wzruszyła ramionami.
- Ale po co im to było?
- Było w zamku już za czasów Dippeta. Jak masz jakieś pytania, kieruj je
do niego.
- Czy… Czy ono musi być przeniesione?
- Tak, żebyś nie popadł w obsesję i nie napawał się tym widokiem jakby to
był twój życiowy cel. Cokolwiek tam widzisz, wiedz, że nie jest to plan na
przyszłość.
- Ale na pewno przepowiada ją lepiej niż Sybilla.
- Oj, wątpię. Ta to chociaż po sherry gada jak trzeba. To nie jest warte
twojego cennego czasu. Olej to.
- Ale nie mogą tego zostawić?
- A będziesz tu jeszcze przychodził się pogapić?
- Nie?
- Serio…? – spojrzała na niego podejrzliwym wzrokiem.
- No tak!
Zastanowiła się.
- Okej, ale chodźmy już lepiej. Nikt nie może cię tu zobaczyć. – odparła
i wyszła.
Antonin stał jeszcze przez chwilę myśląc. „Skoro nikt nie może mnie tu
zobaczyć, to przyjdę w nocy…” – uśmiechnął się pod nosem i poszedł w ślad za
Alecto.
* * *
Andromeda stała w klasie profesora Flitwicka i uważnie słuchała tego co
do niej mówił. Przecież zajęcia dodatkowe z gospodarstwa były jej największą
pasją, nie mogła tego zaprzepaścić, więc zadawała jak najwięcej pytań. Ostatni
raz powiedziała mu „dowidzenia” i zbiegła po schodach na dół. Ostatni? Co ja
mówię…
- Panie profesorze, a jeszcze! –krzyknęła zawracając.
Ale tyci nauczyciel już uciekał w podskokach.
- Super. – bąknęła. – Znowu.
Odwróciła się i nagle jak na zawołanie pojawił się przed nią uśmiechnięty
od ucha do ucha blondyn.
- Znowu cię spławił? – spytał chłopak otaczając ją ciepłym ramieniem.
- Och, Felixie… I jak ja zaliczę teraz te zajęcia dodatkowe? – mruknęła spuszczając
wzrok.
- Dasz sobie radę. Kto jak kto, ale ty na gospodarstwie domowym to TY znasz
się jak nikt. – uśmiechnął się.
Usiedli na parapecie, przy klasie transmutacji. Byli parą od zakończenia
roku i nikt o tym nie wiedział. Aż do września. Ale na całe szczęście (i o
dziwo) nikt nie miał nic przeciwko związkowi Krukona ze Ślizgonką. Rzadko
spotykane. Z resztą, co by tu dużo mówić… On swoim zadziornym charakterem
dopełniał jej inteligencję, byli idealnym połączeniem. Każdemu się wydawało, że
powinni pozamieniać się domami, ale przecież nikt nie znał ich na tyle dobrze,
by prawidło ocenić ten zamotany związek. Byli szczęśliwi i to się liczyło.
* * *
Narcyza siedziała na błoniach zajmując się kamieniami. Wrzucała je raz po
raz do wody i patrzyła jak toną porywane przez bawiące się z nią trytony.
Zastanawiała się, czy gdyby zanurzyły się z własnej woli, wylądowałyby na
suficie pokoju wspólnego Ślizgonów, który mieścił się pod jeziorem. Wyobrażała
sobie jak wyglądałby ich salon gdyby miał okna, co, w przypadku pomieszczenia
częściowo ukrytego w podziemiach, częściowo pod zbiornikiem, było niemożliwe.
Wbrew temu jak się mogło zdawać, nie myślała dużo o wydarzeniach sprzed
tygodnia. Przecież to normalne, że kogoś porywa i torturuje szaleniec,
wysłannik Voldemorta, zakochany w jego starszej siostrze, zagorzały miłośnik
zaklęcia Cruciatus i wielki fan wilkołaków. Tak, to nawet bardzo normalne. Była
w trakcie odganiania jakiejś natrętnej wiewiórki do nory, kiedy morskie
stworzenia zaczęły odśpiewywać swoje piosenki ponad powierzchnią wody. Z racji
tego, że nie było to zbyt przyjemnym dźwiękiem, jedenastolatka szybko odwróciła
się by pobiec w stronę zamku. Nie spodziewała się jednak, że ktoś będzie już
tam stał…
- Uważaj jak chodzisz! – syknął blondyn, na którego twarzy przez chwilę
gościł grymas wściekłości, ale później uśmiechnął się. – Cześć, Narcyzo.
Jedenastolatka pod wpływem silnego uderzenia upadła na plecy i krzyknęła.
- Sam uważaj, ty niedorozwinięty gumochłonie! – spojrzała ze złością na
rok starszego Ślizgona i speszyła się. – Przepraszam, Lucjuszu…
Wstała i spuściła głowę. Wyminęła go i grupkę jego przyjaciół, która
nagle zaczęła ją wołać. Przystanęła i obróciła się.
- Idziesz z nami pośmiać się z tego beczącego pierwszaka z Hufflepuffu? –
zapytała jakaś dziewczyna.
- Z wielką chęcią! – odparła ruszając za znajomymi, z którymi pierwszego
dnia jechała w Expressie Hogwart.
Szli słuchając żartów rzucanych przez szatyna imieniem Simon i zaśmiewali
się w najlepsze. Dziewczynka dobrze czuła się w takim towarzystwie. Nagle przerwali
opowiadanie kawałów i zwrócili się w stronę dziewczynki:
- A ten… To prawda, że spotkałaś tego Riddle’a?
Nie odpowiedziała. Nie dlatego, że nie chciała, ale raczej z powodu tego
co zobaczyła na niebie. W jej stronę pikowała maleńka brązowoszara sówka.
Zrobiła obrót wokół własnej osi i wylądowała przed blondynką. Ta uklęknęła i
odwiązała kopertę od nóżki zwierzaka, gdy tylko to zrobiła, on natychmiast
odleciał. Nie zwracając większej uwagi na znajomych odpieczętowała list z jej
adresem zamieszkania przy nadawcy i zaczęła czytać. Z każdą linijką tekstu jej
źrenice powiększały się, a buzia otwierała coraz szerzej. Po przeczytaniu
ostatniego wersu jedna łza kapnęła na żółty pergamin.
- Co się stało? – spytał Malfoy patrząc na jedenastolatkę.
Drżącą ręką chwyciła torbę, którą miała ze sobą i rzuciła się biegiem w
stronę zamku. W głowie kołowały się jej słowa napisane przez jej matkę… „Dumbledore
o wszystkim nas powiadomił. Po ostatnich wydarzeniach nie możemy ci pozwolić na
dalszą naukę w Hogwarcie. W ten weekend wracasz do domu – kochający mama i tata”.
* * *
Zapadła noc. Wszyscy z dormitorium Dołohowa (w tym Yaxley) już dawno pogrążeni
byli we śnie. Brunet łagodnie podniósł się z łóżka i włożył stopy w kapcie.
Stanął przed lustrem i poprawił włosy. Zaczął już je układać na żel kiedy coś
mu się przypomniało.
- Co ja wyrabiam?! Jest noc, nikt mnie nie zobaczy… - prychnął do swojego
odbicia.
Wziął różdżkę, mruknął „Lumos” i
opuścił sypialnię. Starał się nie zakłócać spokoju innych, niepotrzebne mu były
teraz zbędne pytania. Ostrożnie stawał na każdym skrzypiącym schodku, robiąc to
jak najciszej potrafił. Padająca na ciemny pokój zielona poświata z jeziora
nadawała tej misji odrobiny tajemniczości. Gdy już bezpiecznie dotarł do pokoju
wspólnego, mógł narzucić na siebie płaszcz (było dosyć chłodno) i ruszyć w drogę
do Zwierciadła. Coś go jednak zatrzymało. Cień w kącie pomieszczenia poruszył
się nagle i zbliżył się do niego.
- Wiedziałam, że nie dotrzymasz słowa. Jesteś kłamliwą świnią jak wszyscy…
Ale mimo wszystko ci zaufałam… Co mnie podkusiło? – spytała Alecto wychodząc z
mroku i zapalając swoją różdżkę.
- Nie wiem, ale myślałem, że mnie znasz… Mi nie można w pełni zaufać.
Poza tym proszę, my się nawet nie lubimy.
Przygryzła wargi.
- Co racja to racja. Co nie upoważnia cię do łamania przysięgi danej
PREFEKTOWI NACZELNEMU. – powiedziała dobitnie.
- I co, dasz mi szlaban? – zadrwił.
- Nie… To by było… Zbyt lekką karą. Na początek przeniesiemy Ain Eingarp
w bezpieczne miejsce.
- Przede mną nic się tu nie ukryje.
- Jakoś do tej pory tego nie znalazłeś, wątpię, żeby tym razem ci się
powiodło.
- Założymy się? –uśmiechnął się drwiąco.
- Ha, z takim debilem, nie szanującym rodzin czystej krwi…
- Oj, przestań, to było dawno!
- Ale ja dalej pamiętam. – syknęła.
Stali przez dłuższy czas w milczeniu, ciszę przerwał drgający głos
Dołohowa, Carrow nadal twardo wpatrywała się w niego.
- To może spróbujemy od nowa, zaprzyjaźnimy się czy coś…
Blondynka wpadła w śmiech. Śmiała się tak szczerze jak nigdy dotąd. Z
wielkim uśmiechem na ustach zwróciła się do Antonina, który spuścił wzrok.
- Chyba coś ci się pomieszało… Dobra, ja już lepiej pójdę załatwić to z
lustrem.
- Zaczekaj! – chwycił ją za nadgarstki i spojrzał jej w oczy. – Ja… lubię
to lustro.
- Mówisz jak jakiś przedszkolak. I puszczaj mnie ty niedorozwinięty krabie!
- Na pewno?
- Tak!
- Jesteś dziwna…
- Ja?! Przepraszam, bardzo, ale ja zazwyczaj nie ściskam kogoś za ręce bez powodu! Jesteś idiotą.
- Ach tak?!
- Tak!
Dołohow nie wiedział co nim kieruje. W ciągu jednej sekundy podszedł
jeszcze jeden krok bliżej do Alecto i uśmiechając się przymilnie pocałował ją.
~ ~ ~
Tak, tak jestem okrutna xD Wiem, że się takiego obrotu sprawy nie spodziewaliście, więc możecie mnie zabijać :) Mam nadzieję, że się podoba, bo spędziłam nad tym kilka godzin (4 strony w Wordzie xD) Tak szczerze mówiąc to jak dla mnie jest troszeczkę nudno, no, ale wiecznie nie może się coś dziać :)
Nie wiem kiedy będzie następna notka, bo pewnie znowu będę pozbawiona na jakiś czas komputera, ale w razie czego poinformuję was <3 Pozdrawiam gorąco i liczę na szczere opinie!
środa, 23 stycznia 2013
Rozdział 7
No więc po części pisałam go w pociągu, a po części przy komputerze u babci :33 Ale wreszcie jest :P
Przy okazji - dziękuję za życzenia udanych ferii ;* Dedykacja dla : Lily Lou, OliFFki, Wiktorii, Destiny Chase, Nessie i ~ Miony ♥ Zapraszam ^^
~ ~ ~
Bellatrix wstrzymała oddech. Z niepewną miną patrzyła na wysłużoną różdżkę i elegancką, wyjściową szatę noszoną przez młodzieńca. Zmierzyła wzrokiem zamaskowanych ludzi, a potem spojrzała w oczy starszego chłopaka i starała się coś z nich wyczytać. Odruchowo złapała za rękę młodszą siostrę, która szybko się do niej przytuliła. Wszystko trwało nie dłużej jak kilka sekund. Po chwili ciemnowłosy osobnik przemówił ponownie.
- Wiedziałem, że się nie poddasz.
- O czym ty w ogóle mówisz? - szepnęła zakłopotana.
- O twoim przeznaczeniu. - odparł i uśmiechnął się.
Przez chwilę wszyscy milczeli. Nikt nie chciał przerywać grobowej ciszy. Gdy napięcie już opadało, do dziewczyny zaczęła powoli docierać rzeczywistość. Kątem oka spojrzała na blondyna ze złamanym nosem i mimowolnie prychnęła pogardliwie.
- Aaa... Więc poznałaś już Yaxleya? - zdjął zaklęcie unieruchamiające z chłopaka i popatrzył na niego obojętnie. - On będzie was uczył.
- Uczył czego? - spytała Cyzia i szybko ukryła się za rogiem podartej spódnicy Belli.
- Tego co wam potrzebne w życiu... Czarnej Magii...
Po ciele Dołohowa przebiegł dreszczyk podniecenia. Błysk w jego oku został również dostrzeżony przez nieznajomego, który wyciągnął rękę w jego stronę.
- Ciebie również witam, Antoninie.
W ciągu paru chwil ich dłonie połączyły się w silnym uścisku. Patrzyli na siebie rozszyfrowując wyraz twarzy i zamiary drugiego.
- Kim jesteś? - rzucił krótko brunet.
- To dziwne, że mnie nie poznałeś...
Ściągnął wargi w wyraźnym geście niezadowolenia, uniósł brwi i spuścił wzrok.
- Jak można nie znać tak wielkiego geniuszu... Jak można nie poznać tak wielkiego czarodzieja stojącego przed nim... Jak można NIE ODCZUĆ jak wielki rodzaj magii emanuje od osobnika stojącego na przeciw?! - warknął przybierając coraz groźniejszy wyraz twarzy. - Czy ty, śmieszne dziecko, które nie ma pojęcia o świecie czarów, o potędze czarnej magii, o tym jak jedna osoba może mieć w dłoniach cały świat dzięki swojej wyjątkowości, zdajesz sobie sprawę CZYJĄ DŁOŃ UŚCISNĄŁEŚ?! - westchnął głęboko. - Nie masz żadnego pojęcia o świecie... Nie wiem czy zasługujesz na to by po nim stąpać... - prychnął pogardliwie. - Otóż wiedz, że człowiek, który właśnie do ciebie mówi jest w samym sobie największym czarnoksiężnikiem wszech czasów... Może okazałbyś szacunek Lordowi Voldemortowi?
Narcyza głośno wciągnęła powietrze, a jej oczy stały się nagle bardzo duże. Wyszła zza sukienki siostry i stanęła twarzą w twarz z Czarnym Panem.
- Chcę być twoją uczennicą. - szepnęła zaciskając piąstki i patrząc z ogromnym szacunkiem na mężczyznę, który teraz z zaciekawieniem obserwował jej poczynania.
Ukucnął przy niej i pogładził ją po głowie.
- Wszystko w swoim czasie... - mruknął już uspokojony.
Chwyciła jego dużą pięść i z powagą zacisnęła zęby. Wyglądało to trochę jak jakiś rytuał. Nic więc dziwnego, że wywołało szmer śmiechu wśród zamaskowanych postaci. Ciemnowłosy chłopak zdawał się jakby wcale tego nie zauważać i dalej mówił do swojej małej fanki.
- Będziesz wspaniałą śmierciożerczynią, Narcyzo. - pokiwał głową.
W tym samym czasie Bellę coś jakby przygwoździło do ziemi. Stała przyklejona do posadzki oddychając szybko. Obserwowała każdy ruch Toma Riddle'a jakby był jakimś rockmanem i pochłaniała jego widok całą sobą. Nie wierzyła, że stoi tak blisko niej dopóki nie dotknął jej ramienia i nie uśmiechnął się. Czerpał wyraźną satysfakcję z wrażenia jakie wyrwał na nastoletnich czarodziejkach. Szturchnął Dołohowa różdżką. Ten odsłonił część zębów jakby chciał warknąć po czym chwycił brunetkę za przedramię.
- Sugeruje nam żebyśmy już poszli. - powiedział do zapatrzonych w Voldemorta dziewczyn.
- Mhm... - odparły.
Pociągnął obie w swoją stronę. W tym samym momencie w skalnej komnacie ukazała się dziura wielkości drzwi.
- Tamtędy dojdziecie do celu. - mruknął Riddle na odchodne - Odezwę się wkrótce. - dodał zanim zniknęły w szczelinie za głazem.
* * *
- Andromedo, chyba nie myślisz o tym na poważnie? - mruknęła Alecto patrząc na otwartą dziurę pod portretem Salazara.
- Posłuchaj mnie. - chwyciła ją za ramiona. - Dołohow i Bella byli sami w tym pomieszczeniu, a zamiast nich zastałyśmy długi korytarz prowadzący do... No nie wiem gdzie, ale gdzieś musi przecież prowadzić. Oni tamtędy poszli. - dodała patrząc jej w oczy. - Ja to czuję i... Boję się. A jeśli coś im się stało? MUSIMY to zrobić.
Blondynka westchnęła głęboko.
- Co o tym myślisz, Amycusie?
Nie odpowiedział. Wyraz twarzy jej brata był na tyle zacięty, że mógłby nim spokojnie rozciąć skalną ścianę.
- Idziemy.
* * *
Stali w Sali Wejściowej. Wyjście tuż obok zbroi zniknęło nagle jakby pod wpływem zaklęcia. Nikt ich tam nie mógł dojrzeć, ale w razie czego mogli udawać, że chodzą w poszukiwaniu, jak zwykle gdzieś zgubionej, listy ogłoszeń. Rozejrzeli się powoli, po czym udali się w kierunku pokoju wspólnego Ślizgonów. Przez całą drogę milczeli. Było to dziwne zjawisko dla zazwyczaj kłócącego się Antonina i zwykle zdenerwowanej na niego Bellatrix. Dodatkowo mieli przy sobie Narcyzę, którą przecież ktoś porwał. Nic więc dziwnego, że ciekawskie spojrzenia mijanych uczniów nie odstępowały ich na krok. Brudni od kurzu, krwi i potu trafili do pustego pomieszczenia i rzucili się zmęczeni na sofy. Niezręczną ciszę przerwał głos bruneta.
- Nie tylko ja go nie poznałem... - mruknął.
- Ale to ciebie na tym nakrył.
- Co ty w nim takiego widzisz, Cyziu?
Jedenastolatka spiorunowała go spojrzeniem.
- Nigdy w życiu nie słyszałeś historii Toma Riddle'a?
- Obiło mi się o uszy, ale w tym nie ma nic wielkiego...
- Nic?! - prychnęła z pogardą. - Znasz przepowiednię jaka się z tym łączy? On będzie najpotężniejszym czarnoksiężnikiem wszechświata, z matki charłaka, a z ojca mugolaka. Podobnych do jego rodziców straszna kara spotka, umrą w cierpieniu, zemsta jego będzie słodka.
- Ciemność opanuje całą planetę, a wtedy zło ogarnie nasze domy... Tylko ten kto jego przyjacielem, będzie uwolniony. - dokończyła Bellatrix.
- Ale jak to się ma do tego Voldemorta?
- On ma rządzę mordu wypisaną na twarzy. Nasza rodzina od pokoleń czeka na przybycie kogoś takiego jak on. Kogoś, kto oczyści świat z niczego niewartych szlam i istot niemagicznych.
- Przerażasz mnie czasami...
Rzuciła mu pogardliwe spojrzenie i przysunęła się do niego.
- Pomyśl, czy nigdy nie zastanawiałeś się jakby to było bez konieczności ukrywania się w tym zapyziałym świecie czarów? Jakby to było żyć na zwykłych Londyńskich ulicach? Przechadzać się z różdżką po stacji metra i nie musieć udawać, że wybierasz się na jakiś bal przebierańców? Jakby to było gdybyśmy mogli mieć cały świat w swoich rękach i pokazywać reszcie jak jesteśmy wyjątkowi?
- Mówisz jak on.
- No właśnie! Czarny Pan pokazuje nam ideę. Dobrą ideę piękniejszego jutra!
- Łau, od kiedy jesteś taka mądra?
Trzepnęła go w ramię i zacisnęła usta.
- Chodzi mi tylko o to jak bycie jego uczennicą może polepszyć nasz świat! Ty też powinieneś spróbować... - mruknęła i złapała go za dłoń. - Moglibyśmy zostać nawet jego prawą ręką i wspólnie wypełniać polecenia... - zbliżyła się do niego.
- Okej, zostawiam was samych! - Narcyza wstała i podbiegła do dziury w ścianie. - Idę powiedzieć Dumbledore'owi, że żyję. Aha, no i.... Nie róbcie tego więcej przy mnie. BŁE! - wytknęła język i pobiegła długim korytarzem.
* * *
- Nie spodziewałem się, że tak szybko was zobaczę... Powiem nawet, że jestem zdziwiony.... Alecto, Amycusie... A i szczerze powiedziawszy liczyłem na to, że będzie z wami Andromeda...
Rodzeństwo rozejrzało się gorączkowo po sali. Rzeczywiście nigdzie jej nie było.
- Ona z nami szła, nasz Panie. Tylko się gdzieś...
- Zgubiła?Najwidoczniej nie była warta oglądania mnie z takiego bliska... Z niej wielkiego pożytku nie będzie... Szczerze mówiąc przewidywałem to, że prędzej czy później odwróci się od naszej społeczności, lepszych czarodzie...
- Jestem tutaj jakbyś chciał wiedzieć.
Voldemort odwrócił się szybko. Z szeregu śmierciożerców wyszła trzynastolatka. Miała pobrudzoną twarz i jedna ranę na policzku - jakby walczyła z jakimś groźnym zwierzakiem. Jej mundurek był w opłakanym stanie, a ona dumnie prężyła pierś przed czarnowłosym mężczyzną. On tylko uśmiechnął się smutno.
- Jesteś... Nie na długo. - prychnął i odsłonił jej drzwi. - Tędy droga. - dodał i popchnął ją lekko w tamtym kierunku.
* * *
- Co ten cham sobie wyobraża traktując mnie w taki sposób?! - krzyknęła szatynka krocząc energicznie przez pusty korytarz. - Niby jestem gorsza?! No bardzo mi miło! PRZEmiło! A na dodatek... - stanęła jak wryta w ziemię.
Tuż za rogiem dojrzała jedenastolatkę z długimi blond włosami, wracającą z gabinetu dyrektora.
- Cyzia...
Ale ona jej nie zauważyła, była zbyt pochłonięta rozmową z pewnym chłopakiem ze starszego roku.
- Lucjuszu, naprawdę nie mam czasu... - mruknęła starając się go wyminąć.
- Przestań się wiercić! - chwycił ją za ramiona i uśmiechnął się. - Ja się po prostu cieszę, że jesteś.
Dziewczynka spłonęła delikatnym rumieńcem. Pierwszy raz nie poczuła ochoty przywalenia jakiemuś rówieśnikowi. Odwzajemniła uśmiech i dodała słodkim głosem:
- Mi też miło cię zobaczyć.
Po tej dosyć niezręcznej wymianie zdań poszła swoją drogą, a dwunastolatek podrapał się po głowie i ruszył w przeciwnym kierunku z nieukrywanym zadowoleniem na twarzy.
- Narcyzo! - krzyknęła za nią starsza siostra goniąc ją i przewracając na ziemię. - Jakim cudem ty... Tutaj! - rozpłakała się.
- Odpowiedziałabym ci, gdybyś... NIE USIŁOWAŁA MNIE UDUSIĆ! - wykrzyknęła z trudem łapiąc oddech.
Z uśmiechem wpadła w objęcia starszej siostry i ukryła mokrą od łez twarz w jej włosach.
- Moje słonko, jak dobrze, że jesteś... - szepnęła Andromeda.
* * *
~ Następnego dnia, śniadanie.
- Nie zniosę tej myśli... Nie dam rady... Jak możesz?! Ty... i... on... - Alecto po raz kolejny wzdrygnęła się na widok śmiejącej się twarzy Bellatrix i szczerzącego się do niej Dołohowa. - To straszne... I wręcz niemożliwe! Przecież wy się nie znosicie!
Brunetka wzruszyła ramionami.
- Nie wiem o czym ty mówisz... - uśmiechnęła się.
- Jak to nie wiesz?! Od pierwszej klasy sobie docinacie, a teraz nagle "chi chi chi chi, che che che che.. oj jakiś ty słodki, mła mła, bleeeee". - palcem wskazującym pokazała gardło i sprowokowała odruch wymiotny.
- Przestań już! Wcale tak nie robię! - zaśmiała się. - Poza tym my parą nie jesteśmy. To ty sobie coś ubzdurałaś.
- JESZCZE nie jesteście, ale to się niedługo zmieni, ja ci to mówię. Lepiej szybko pakuj walizki i uciekaj na Alaskę! Zobacz on jest niebezpieczny, jeszcze zarazi cię swoją naturą sklątki tylnowybuchowej i co? I będziesz chodzić obślizgła na każdej przerwie i będziesz wszystkich podpalać! Zobaczysz! Albo co gorsza wyssie z ciebie tą twoją zaciętość i nienawiść, którą w tobie tak uwielbiam i przestaniemy się przyjaźnić! On jest jak jakiś wielki mugolski odkurzacz! I całuje na pewno jak górski troll!
- Możesz skończyć? Skąd wywnioskowałaś to, że możemy być razem? Nawdychałaś się oparów od Trelawney? A może cię na sherry zaprosiła? - Bellatrix uniosła brew w teatralnym geście.
- Oj przestań, to widać!
- Ciekawe gdzie...
- Choćby w twoich oczach!
- Zmieńmy temat...
- Bo wiesz, że to prawda!
- Nieprawda!
- Prawda!
- Czy jest jakiś problem moje panie? - tuż nad nimi stał profesor Slughorn.
- Nie, panie profesorze. - odpowiedziały chórem.
- To może dałybyście spokój tej dyskusji i dały mi i reszcie w spokoju strawić grzankę? Wszyscy się na was patrzą.
- Przepraszamy panie profesorze.
Nauczyciel eliksirów oddalił się od nich, a te zajęły się posiłkiem. Brunetka w duchu śmiała się z przyjaciółki - oni razem? A z drugiej strony kłóciła się z tą myślą. Nie wiedziała dokładnie co sądzić o tym stwierdzeniu, ale wiedziała jedno. To co poczuła wczoraj, wcale nie przypominało pocałunku górskiego trolla, jakkolwiek miałby on wyglądać.
~ ~ ~
Wiem, wiem dzisiaj krótko, wybaczcie ♥ Ale wreszcie happy end :D Jak dla mnie było też za wesoło, ale to moja opinia :) Co wy sądzicie? Komentujcie! ^^
Przy okazji - dziękuję za życzenia udanych ferii ;* Dedykacja dla : Lily Lou, OliFFki, Wiktorii, Destiny Chase, Nessie i ~ Miony ♥ Zapraszam ^^
VII ~ "Oczy to zwierciadła duszy"
~ ~ ~
Bellatrix wstrzymała oddech. Z niepewną miną patrzyła na wysłużoną różdżkę i elegancką, wyjściową szatę noszoną przez młodzieńca. Zmierzyła wzrokiem zamaskowanych ludzi, a potem spojrzała w oczy starszego chłopaka i starała się coś z nich wyczytać. Odruchowo złapała za rękę młodszą siostrę, która szybko się do niej przytuliła. Wszystko trwało nie dłużej jak kilka sekund. Po chwili ciemnowłosy osobnik przemówił ponownie.
- Wiedziałem, że się nie poddasz.
- O czym ty w ogóle mówisz? - szepnęła zakłopotana.
- O twoim przeznaczeniu. - odparł i uśmiechnął się.
Przez chwilę wszyscy milczeli. Nikt nie chciał przerywać grobowej ciszy. Gdy napięcie już opadało, do dziewczyny zaczęła powoli docierać rzeczywistość. Kątem oka spojrzała na blondyna ze złamanym nosem i mimowolnie prychnęła pogardliwie.
- Aaa... Więc poznałaś już Yaxleya? - zdjął zaklęcie unieruchamiające z chłopaka i popatrzył na niego obojętnie. - On będzie was uczył.
- Uczył czego? - spytała Cyzia i szybko ukryła się za rogiem podartej spódnicy Belli.
- Tego co wam potrzebne w życiu... Czarnej Magii...
Po ciele Dołohowa przebiegł dreszczyk podniecenia. Błysk w jego oku został również dostrzeżony przez nieznajomego, który wyciągnął rękę w jego stronę.
- Ciebie również witam, Antoninie.
W ciągu paru chwil ich dłonie połączyły się w silnym uścisku. Patrzyli na siebie rozszyfrowując wyraz twarzy i zamiary drugiego.
- Kim jesteś? - rzucił krótko brunet.
- To dziwne, że mnie nie poznałeś...
Ściągnął wargi w wyraźnym geście niezadowolenia, uniósł brwi i spuścił wzrok.
- Jak można nie znać tak wielkiego geniuszu... Jak można nie poznać tak wielkiego czarodzieja stojącego przed nim... Jak można NIE ODCZUĆ jak wielki rodzaj magii emanuje od osobnika stojącego na przeciw?! - warknął przybierając coraz groźniejszy wyraz twarzy. - Czy ty, śmieszne dziecko, które nie ma pojęcia o świecie czarów, o potędze czarnej magii, o tym jak jedna osoba może mieć w dłoniach cały świat dzięki swojej wyjątkowości, zdajesz sobie sprawę CZYJĄ DŁOŃ UŚCISNĄŁEŚ?! - westchnął głęboko. - Nie masz żadnego pojęcia o świecie... Nie wiem czy zasługujesz na to by po nim stąpać... - prychnął pogardliwie. - Otóż wiedz, że człowiek, który właśnie do ciebie mówi jest w samym sobie największym czarnoksiężnikiem wszech czasów... Może okazałbyś szacunek Lordowi Voldemortowi?
Narcyza głośno wciągnęła powietrze, a jej oczy stały się nagle bardzo duże. Wyszła zza sukienki siostry i stanęła twarzą w twarz z Czarnym Panem.
- Chcę być twoją uczennicą. - szepnęła zaciskając piąstki i patrząc z ogromnym szacunkiem na mężczyznę, który teraz z zaciekawieniem obserwował jej poczynania.
Ukucnął przy niej i pogładził ją po głowie.
- Wszystko w swoim czasie... - mruknął już uspokojony.
Chwyciła jego dużą pięść i z powagą zacisnęła zęby. Wyglądało to trochę jak jakiś rytuał. Nic więc dziwnego, że wywołało szmer śmiechu wśród zamaskowanych postaci. Ciemnowłosy chłopak zdawał się jakby wcale tego nie zauważać i dalej mówił do swojej małej fanki.
- Będziesz wspaniałą śmierciożerczynią, Narcyzo. - pokiwał głową.
W tym samym czasie Bellę coś jakby przygwoździło do ziemi. Stała przyklejona do posadzki oddychając szybko. Obserwowała każdy ruch Toma Riddle'a jakby był jakimś rockmanem i pochłaniała jego widok całą sobą. Nie wierzyła, że stoi tak blisko niej dopóki nie dotknął jej ramienia i nie uśmiechnął się. Czerpał wyraźną satysfakcję z wrażenia jakie wyrwał na nastoletnich czarodziejkach. Szturchnął Dołohowa różdżką. Ten odsłonił część zębów jakby chciał warknąć po czym chwycił brunetkę za przedramię.
- Sugeruje nam żebyśmy już poszli. - powiedział do zapatrzonych w Voldemorta dziewczyn.
- Mhm... - odparły.
Pociągnął obie w swoją stronę. W tym samym momencie w skalnej komnacie ukazała się dziura wielkości drzwi.
- Tamtędy dojdziecie do celu. - mruknął Riddle na odchodne - Odezwę się wkrótce. - dodał zanim zniknęły w szczelinie za głazem.
* * *
- Andromedo, chyba nie myślisz o tym na poważnie? - mruknęła Alecto patrząc na otwartą dziurę pod portretem Salazara.
- Posłuchaj mnie. - chwyciła ją za ramiona. - Dołohow i Bella byli sami w tym pomieszczeniu, a zamiast nich zastałyśmy długi korytarz prowadzący do... No nie wiem gdzie, ale gdzieś musi przecież prowadzić. Oni tamtędy poszli. - dodała patrząc jej w oczy. - Ja to czuję i... Boję się. A jeśli coś im się stało? MUSIMY to zrobić.
Blondynka westchnęła głęboko.
- Co o tym myślisz, Amycusie?
Nie odpowiedział. Wyraz twarzy jej brata był na tyle zacięty, że mógłby nim spokojnie rozciąć skalną ścianę.
- Idziemy.
* * *
Stali w Sali Wejściowej. Wyjście tuż obok zbroi zniknęło nagle jakby pod wpływem zaklęcia. Nikt ich tam nie mógł dojrzeć, ale w razie czego mogli udawać, że chodzą w poszukiwaniu, jak zwykle gdzieś zgubionej, listy ogłoszeń. Rozejrzeli się powoli, po czym udali się w kierunku pokoju wspólnego Ślizgonów. Przez całą drogę milczeli. Było to dziwne zjawisko dla zazwyczaj kłócącego się Antonina i zwykle zdenerwowanej na niego Bellatrix. Dodatkowo mieli przy sobie Narcyzę, którą przecież ktoś porwał. Nic więc dziwnego, że ciekawskie spojrzenia mijanych uczniów nie odstępowały ich na krok. Brudni od kurzu, krwi i potu trafili do pustego pomieszczenia i rzucili się zmęczeni na sofy. Niezręczną ciszę przerwał głos bruneta.
- Nie tylko ja go nie poznałem... - mruknął.
- Ale to ciebie na tym nakrył.
- Co ty w nim takiego widzisz, Cyziu?
Jedenastolatka spiorunowała go spojrzeniem.
- Nigdy w życiu nie słyszałeś historii Toma Riddle'a?
- Obiło mi się o uszy, ale w tym nie ma nic wielkiego...
- Nic?! - prychnęła z pogardą. - Znasz przepowiednię jaka się z tym łączy? On będzie najpotężniejszym czarnoksiężnikiem wszechświata, z matki charłaka, a z ojca mugolaka. Podobnych do jego rodziców straszna kara spotka, umrą w cierpieniu, zemsta jego będzie słodka.
- Ciemność opanuje całą planetę, a wtedy zło ogarnie nasze domy... Tylko ten kto jego przyjacielem, będzie uwolniony. - dokończyła Bellatrix.
- Ale jak to się ma do tego Voldemorta?
- On ma rządzę mordu wypisaną na twarzy. Nasza rodzina od pokoleń czeka na przybycie kogoś takiego jak on. Kogoś, kto oczyści świat z niczego niewartych szlam i istot niemagicznych.
- Przerażasz mnie czasami...
Rzuciła mu pogardliwe spojrzenie i przysunęła się do niego.
- Pomyśl, czy nigdy nie zastanawiałeś się jakby to było bez konieczności ukrywania się w tym zapyziałym świecie czarów? Jakby to było żyć na zwykłych Londyńskich ulicach? Przechadzać się z różdżką po stacji metra i nie musieć udawać, że wybierasz się na jakiś bal przebierańców? Jakby to było gdybyśmy mogli mieć cały świat w swoich rękach i pokazywać reszcie jak jesteśmy wyjątkowi?
- Mówisz jak on.
- No właśnie! Czarny Pan pokazuje nam ideę. Dobrą ideę piękniejszego jutra!
- Łau, od kiedy jesteś taka mądra?
Trzepnęła go w ramię i zacisnęła usta.
- Chodzi mi tylko o to jak bycie jego uczennicą może polepszyć nasz świat! Ty też powinieneś spróbować... - mruknęła i złapała go za dłoń. - Moglibyśmy zostać nawet jego prawą ręką i wspólnie wypełniać polecenia... - zbliżyła się do niego.
- Okej, zostawiam was samych! - Narcyza wstała i podbiegła do dziury w ścianie. - Idę powiedzieć Dumbledore'owi, że żyję. Aha, no i.... Nie róbcie tego więcej przy mnie. BŁE! - wytknęła język i pobiegła długim korytarzem.
* * *
- Nie spodziewałem się, że tak szybko was zobaczę... Powiem nawet, że jestem zdziwiony.... Alecto, Amycusie... A i szczerze powiedziawszy liczyłem na to, że będzie z wami Andromeda...
Rodzeństwo rozejrzało się gorączkowo po sali. Rzeczywiście nigdzie jej nie było.
- Ona z nami szła, nasz Panie. Tylko się gdzieś...
- Zgubiła?Najwidoczniej nie była warta oglądania mnie z takiego bliska... Z niej wielkiego pożytku nie będzie... Szczerze mówiąc przewidywałem to, że prędzej czy później odwróci się od naszej społeczności, lepszych czarodzie...
- Jestem tutaj jakbyś chciał wiedzieć.
Voldemort odwrócił się szybko. Z szeregu śmierciożerców wyszła trzynastolatka. Miała pobrudzoną twarz i jedna ranę na policzku - jakby walczyła z jakimś groźnym zwierzakiem. Jej mundurek był w opłakanym stanie, a ona dumnie prężyła pierś przed czarnowłosym mężczyzną. On tylko uśmiechnął się smutno.
- Jesteś... Nie na długo. - prychnął i odsłonił jej drzwi. - Tędy droga. - dodał i popchnął ją lekko w tamtym kierunku.
* * *
- Co ten cham sobie wyobraża traktując mnie w taki sposób?! - krzyknęła szatynka krocząc energicznie przez pusty korytarz. - Niby jestem gorsza?! No bardzo mi miło! PRZEmiło! A na dodatek... - stanęła jak wryta w ziemię.
Tuż za rogiem dojrzała jedenastolatkę z długimi blond włosami, wracającą z gabinetu dyrektora.
- Cyzia...
Ale ona jej nie zauważyła, była zbyt pochłonięta rozmową z pewnym chłopakiem ze starszego roku.
- Lucjuszu, naprawdę nie mam czasu... - mruknęła starając się go wyminąć.
- Przestań się wiercić! - chwycił ją za ramiona i uśmiechnął się. - Ja się po prostu cieszę, że jesteś.
Dziewczynka spłonęła delikatnym rumieńcem. Pierwszy raz nie poczuła ochoty przywalenia jakiemuś rówieśnikowi. Odwzajemniła uśmiech i dodała słodkim głosem:
- Mi też miło cię zobaczyć.
Po tej dosyć niezręcznej wymianie zdań poszła swoją drogą, a dwunastolatek podrapał się po głowie i ruszył w przeciwnym kierunku z nieukrywanym zadowoleniem na twarzy.
- Narcyzo! - krzyknęła za nią starsza siostra goniąc ją i przewracając na ziemię. - Jakim cudem ty... Tutaj! - rozpłakała się.
- Odpowiedziałabym ci, gdybyś... NIE USIŁOWAŁA MNIE UDUSIĆ! - wykrzyknęła z trudem łapiąc oddech.
Z uśmiechem wpadła w objęcia starszej siostry i ukryła mokrą od łez twarz w jej włosach.
- Moje słonko, jak dobrze, że jesteś... - szepnęła Andromeda.
* * *
~ Następnego dnia, śniadanie.
- Nie zniosę tej myśli... Nie dam rady... Jak możesz?! Ty... i... on... - Alecto po raz kolejny wzdrygnęła się na widok śmiejącej się twarzy Bellatrix i szczerzącego się do niej Dołohowa. - To straszne... I wręcz niemożliwe! Przecież wy się nie znosicie!
Brunetka wzruszyła ramionami.
- Nie wiem o czym ty mówisz... - uśmiechnęła się.
- Jak to nie wiesz?! Od pierwszej klasy sobie docinacie, a teraz nagle "chi chi chi chi, che che che che.. oj jakiś ty słodki, mła mła, bleeeee". - palcem wskazującym pokazała gardło i sprowokowała odruch wymiotny.
- Przestań już! Wcale tak nie robię! - zaśmiała się. - Poza tym my parą nie jesteśmy. To ty sobie coś ubzdurałaś.
- JESZCZE nie jesteście, ale to się niedługo zmieni, ja ci to mówię. Lepiej szybko pakuj walizki i uciekaj na Alaskę! Zobacz on jest niebezpieczny, jeszcze zarazi cię swoją naturą sklątki tylnowybuchowej i co? I będziesz chodzić obślizgła na każdej przerwie i będziesz wszystkich podpalać! Zobaczysz! Albo co gorsza wyssie z ciebie tą twoją zaciętość i nienawiść, którą w tobie tak uwielbiam i przestaniemy się przyjaźnić! On jest jak jakiś wielki mugolski odkurzacz! I całuje na pewno jak górski troll!
- Możesz skończyć? Skąd wywnioskowałaś to, że możemy być razem? Nawdychałaś się oparów od Trelawney? A może cię na sherry zaprosiła? - Bellatrix uniosła brew w teatralnym geście.
- Oj przestań, to widać!
- Ciekawe gdzie...
- Choćby w twoich oczach!
- Zmieńmy temat...
- Bo wiesz, że to prawda!
- Nieprawda!
- Prawda!
- Czy jest jakiś problem moje panie? - tuż nad nimi stał profesor Slughorn.
- Nie, panie profesorze. - odpowiedziały chórem.
- To może dałybyście spokój tej dyskusji i dały mi i reszcie w spokoju strawić grzankę? Wszyscy się na was patrzą.
- Przepraszamy panie profesorze.
Nauczyciel eliksirów oddalił się od nich, a te zajęły się posiłkiem. Brunetka w duchu śmiała się z przyjaciółki - oni razem? A z drugiej strony kłóciła się z tą myślą. Nie wiedziała dokładnie co sądzić o tym stwierdzeniu, ale wiedziała jedno. To co poczuła wczoraj, wcale nie przypominało pocałunku górskiego trolla, jakkolwiek miałby on wyglądać.
~ ~ ~
Wiem, wiem dzisiaj krótko, wybaczcie ♥ Ale wreszcie happy end :D Jak dla mnie było też za wesoło, ale to moja opinia :) Co wy sądzicie? Komentujcie! ^^
Liebster Award
~ ~ ~
Jest to nominacja otrzymana od innego bloggera w ramach za "dobrze wykonaną robotę"
2. Czy lubisz oglądać filmy? Jak tak, to jaki jest twój ulubiony?
- Filmy wręcz kocham oglądać ^^ Jeżeli miałabym wybierać ulubione to musiałabym podzielić je na gatunki ;) Z fantasy - oczywiście, że "Harry Potter" :D Z horrorów - wręcz kocham "Paranormal Activity", a z przygodowych - nie zastanawiałam się, ale uwielbiam "Indiana Jones" i inne o poszukiwaniu skarbów :D
3. Co najbardziej lubisz jeść?
- Hmm... Dobre pytanie :D Kocham naleśniki ^^
4. Jaki jest twój ulubiony zwierzak?
- Pies ♥
5. Jeśli miałabyś zjeść żywego robala żeby zarobić $1000000, to zrobiłabyś to?
- Po pierwsze : fuj xd Po drugie : wątpię, czuję straszne obrzydzenie do robali o.O
6. Jakie jest twoje największe marzenie?
- Ogółem, to chciałabym zwiedzić cały świat, ale tak ogólnie rzecz biorąc to takim moim prostym marzeniem jest szczęśliwa rodzina, domek jednorodzinny i 3 psy :*
7. Co pragniesz robić w przyszłości?
- Chciałabym być aktorką-pisarką :P Mieszkać w domku jednorodzinnym, wydać książkę i posiadać trzy psy (golden retriever, labrador retriever, springer spaniel angielski lub walijski) :P
8. Jaka jest twoja ulubiona powieść i czy ma ekranizację?
- Szczerze mówiąc to najbardziej kocham "Harry'ego Pottera" jak wszyscy mogą się domyślić :) Więc tak, ma ekranizację :)
9. Czy jesteś zakochana? ^^
- Haha, osobiste pytanie :D Nie, już nie jestem :P
10. Lubisz wyzwania? Jeśli tak, to pamiętasz jedno z nich?
- Grałam zawsze w to jak byłam mała, więc tak lubię xD Pamiętam jak trzeba było wkładać rękę do śmietnika, dzwonić domofonem, iść powiedzieć komuś, że się go kocha itd. :P
11. Kim pragniesz zostać w przyszłości? Pisarką?
- Wspominałam już wcześniej, ale moim wielkim marzeniem jest zostać aktorką-pisarką :P
~ ~ ~
A TERAZ CZAS NA MOJE NOMINACJE DLA WAS (nie będzie ich jedenaście) :D
Oto wytypowane blogi:
1. http://dopoki-zyje-mam-nadzieje.blogspot.com/
2. http://new-generation-of-hogwarts.blogspot.com/
3. http://luna-and-george-love-story.blogspot.com/
4. http://granger-land.blogspot.com/
5. http://paigeshelley.blogspot.com/
6. http://wcieniukryjesiemagia.blogspot.com/
7. http://ginny-and-draco-magic-love.blogspot.com/
Kolejność nie gra roli! :)
Pytania dla nominowanych :
1. Od kiedy interesujesz się książkami?
2. Dlaczego wybrałaś akurat fantasy?
3. Gdybyś znalazła dżina, jakie 3 życzenia byś chciała?
4. Gdybyś spotkała na ulicy J.K.Rowling - co byś zrobiła?
5. Dlaczego podjęłaś się pisania?
6. Co daje ci w tym największą satysfakcję?
7. A co sprawia największą przykrość?
8. Skąd czerpiesz pomysły i inspirację?
9. Co ci pomaga na tzw. "brak weny"?
10. Jaka jest twoja ulubiona część"HP" i dlaczego?
11. Co chciałabyś mi powiedzieć jako bloggerce? ^^
~ ~ ~
Co to jest Liebster Award?
Jest to nominacja otrzymana od innego bloggera w ramach za "dobrze wykonaną robotę"
Pomaga w rozpowszechnieniu bloga i zwrócenia uwagi czytelników na daną stronę.
Po otrzymaniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała. Następnie nominujesz 11 osób (nie można jednak nominować osoby, która nominowała ciebie) oraz zadajesz im 11 pytań
.
Po otrzymaniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która cię nominowała. Następnie nominujesz 11 osób (nie można jednak nominować osoby, która nominowała ciebie) oraz zadajesz im 11 pytań
.
Dziękuję Eveline Dee, Lily Lou, Nessie, ~Mionie, Kaczce xd i całej reszcie, o której zapomniałam [wybaczcie naprawdę :'(] za nominację :**
Pytania, które otrzymałam od Eveline Dee (całej reszcie odp w komentarzach :*) :
1. Jak zaczęła się twoja przygoda z pisaniem?
- Cóż, od małego rodzice czytali mi bardzo dużo książek, w zerówce
opowiadałam bajki dzieciom i czytałam im na głos opowiadania. W
podstawówce zaczęłam piać pierwsze nieudane historyjki, które zawsze
przerywałam po dwóch rozdziałach, bo dostawałam weny na nową. Wyszło mi
może z 16 niedokończonych książek :) Później wpadłam na pomysł, żeby
założyć bloga z książką, ale on nie wypalił. Dopiero gdy czytając po raz
kolejny Kamień Filozoficzny zdałam sobie sprawę ile razy myślałam nad
własną wersją wydarzeń coś mnie olśniło. I tak wyszedł mi ukończony
paring Fremione i to opowiadanie o siostrach Black ♥2. Czy lubisz oglądać filmy? Jak tak, to jaki jest twój ulubiony?
- Filmy wręcz kocham oglądać ^^ Jeżeli miałabym wybierać ulubione to musiałabym podzielić je na gatunki ;) Z fantasy - oczywiście, że "Harry Potter" :D Z horrorów - wręcz kocham "Paranormal Activity", a z przygodowych - nie zastanawiałam się, ale uwielbiam "Indiana Jones" i inne o poszukiwaniu skarbów :D
3. Co najbardziej lubisz jeść?
- Hmm... Dobre pytanie :D Kocham naleśniki ^^
4. Jaki jest twój ulubiony zwierzak?
- Pies ♥
5. Jeśli miałabyś zjeść żywego robala żeby zarobić $1000000, to zrobiłabyś to?
- Po pierwsze : fuj xd Po drugie : wątpię, czuję straszne obrzydzenie do robali o.O
6. Jakie jest twoje największe marzenie?
- Ogółem, to chciałabym zwiedzić cały świat, ale tak ogólnie rzecz biorąc to takim moim prostym marzeniem jest szczęśliwa rodzina, domek jednorodzinny i 3 psy :*
7. Co pragniesz robić w przyszłości?
- Chciałabym być aktorką-pisarką :P Mieszkać w domku jednorodzinnym, wydać książkę i posiadać trzy psy (golden retriever, labrador retriever, springer spaniel angielski lub walijski) :P
8. Jaka jest twoja ulubiona powieść i czy ma ekranizację?
- Szczerze mówiąc to najbardziej kocham "Harry'ego Pottera" jak wszyscy mogą się domyślić :) Więc tak, ma ekranizację :)
9. Czy jesteś zakochana? ^^
- Haha, osobiste pytanie :D Nie, już nie jestem :P
10. Lubisz wyzwania? Jeśli tak, to pamiętasz jedno z nich?
- Grałam zawsze w to jak byłam mała, więc tak lubię xD Pamiętam jak trzeba było wkładać rękę do śmietnika, dzwonić domofonem, iść powiedzieć komuś, że się go kocha itd. :P
11. Kim pragniesz zostać w przyszłości? Pisarką?
- Wspominałam już wcześniej, ale moim wielkim marzeniem jest zostać aktorką-pisarką :P
~ ~ ~
A TERAZ CZAS NA MOJE NOMINACJE DLA WAS (nie będzie ich jedenaście) :D
Oto wytypowane blogi:
1. http://dopoki-zyje-mam-nadzieje.blogspot.com/
2. http://new-generation-of-hogwarts.blogspot.com/
3. http://luna-and-george-love-story.blogspot.com/
4. http://granger-land.blogspot.com/
5. http://paigeshelley.blogspot.com/
6. http://wcieniukryjesiemagia.blogspot.com/
7. http://ginny-and-draco-magic-love.blogspot.com/
Kolejność nie gra roli! :)
Pytania dla nominowanych :
1. Od kiedy interesujesz się książkami?
2. Dlaczego wybrałaś akurat fantasy?
3. Gdybyś znalazła dżina, jakie 3 życzenia byś chciała?
4. Gdybyś spotkała na ulicy J.K.Rowling - co byś zrobiła?
5. Dlaczego podjęłaś się pisania?
6. Co daje ci w tym największą satysfakcję?
7. A co sprawia największą przykrość?
8. Skąd czerpiesz pomysły i inspirację?
9. Co ci pomaga na tzw. "brak weny"?
10. Jaka jest twoja ulubiona część"HP" i dlaczego?
11. Co chciałabyś mi powiedzieć jako bloggerce? ^^
~ ~ ~
sobota, 12 stycznia 2013
Bardzo ważne!
Jak wszyscy wiecie, niektóre miasta zaczynają w poniedziałek ferie :) W takim mieszkam i ja, więc przez równy tydzień nie będę miała dostępu do internetu z racji obozu sportowego, na który wyjeżdżam :33 Będę baaardzo tęsknić, ale obiecuję, że w wolnym czasie napiszę nowy rozdział i 22 stycznia pojawi się on na blogu ♥ Pozdrawiam was gorąco i życzę udanego wypoczynku każdemu czytelnikowi! :)
Niech was zbytnia ciekawość nie zeżre :P
Kocham was i dziękuję za wszystko! :*
Paaaa ;*
piątek, 11 stycznia 2013
Rozdział 6
Na sam początek dziękuję wam za 2100 wejść :)) Jesteście cudowni <33 No więc wpis dedykuję mojej ukochanej LILY LOU ♥ Słońce powiem ci tyle, że gdy czytam twoje komentarze to szczerzę się do monitora i ledwo powstrzymuję łzy wzruszenia napływające do oczu ♥ Zawsze czekam na komentarz od ciebie i zawsze czuję się dumna mimo wszystko z tych moich małych wypocin... Jesteś wspaniała <33 Miło mi słyszeć, że zmusisz Rowling do czytania opowiadania i chociaż nie wiem jak to zrobisz, to chciałabym to zobaczyć xD Dodatkowo może ja za to wszystko podziękuję, bo gdy mam załamanie weny to zawsze czytam notkę od ciebie i nagle czuję, że jednak są osoby, które chcą to czytać i muszę dać radę - DZIĘKUJĘ... Poza tym dziękuję wszystkim komentującym i zapraszam do przeczytania następnego rozdziału...
~ ~ ~
Bellatrix opuściła skrzydło szpitalne już następnego dnia. Wróciła do pokoju Ślizgonów, weszła do swojego dormitorium i powróciła do swoich codziennych czynności. Na początku zajęła się poranną toaletą przy czym spróbowała doprowadzić do ładu swoje nieogarnięte włosy i zmyć z twarzy ślady zaciętej bitwy z koszmarem nocy - bezsennością. Następnie znalazła sobie jakieś świeże ciuchy i weszła do wanny z gorącą wodą. Po ubraniu się dopracowała szczegóły na swojej twarzy - błyszczyk i te sprawy - a potem spryskała się swoimi ulubionymi liliowymi perfumami. Była prawie gotowa. Założyła pasujące do spódnicy buty i z zaciętym wyrazem twarzy opuściła pomieszczenie. Skierowała się od razu do Wielkiej Sali, gdzie większość uczniów pochłaniała już śniadanie. Nie wahała się. Stanęła tuż nad blondynem i szarpnęła go z całej siły za włosy. Spadł z ławki i wśród chóralnego śmiechu zmierzył Bellę zabójczym spojrzeniem, po czym uśmiechnął się pod nosem.
- Pokazujemy pazurki?
- Za mną Yaxley. - warknęła władczym tonem i ruszyła ku korytarzowi.
Niebieskooki wstał, strzepał pył z koszuli w kratę i udał się za brunetką do pustego holu. Stanął i oparł się o ścianę patrząc na nią podejrzliwie.
- Jak ci mija weekend słonko? - spytał po chwili uśmiechając się szeroko.
- Nie "słonkuj" mi tu. - mruknęła odgarniając włosy na plecy. - Lepiej gadaj gdzie jest Cyzia. - wyciągnęła różdżkę.
- Ło ło ło... Spokojnie, kochanie, jeszcze zrobisz komuś krzywdę...
- Zamknij się i gadaj! - krzyknęła.
Oczy przechodzących koło nich Puchonek zatrzymały się przez chwilę na tym widoku, po czym nastolatki wbiegły pospiesznie do jadalni.
- Wiesz jest wiele teorii...
- Mów! - położyła mu dłoń na gardle.
- Chcesz znowu być w skrzydle szpitalnym? Bellatrix po co taka buźka ma się niszczyć?
- Jesteś kompletnym idiotą... Powiedz mi natychmiast Yaxley, chyba, że chcesz zmienić swoje położenie...
- Bardzo chętnie. - odparł po czym zamachnął się mocno, oderwał jej rękę od szyi, przycisnął ją do ściany i wyrwał różdżkę. - A teraz skarbie wysłuchaj mnie uważnie. Nic nie wiem o twojej zasmarkanej siostrze, a nawet gdybym wiedział to bym ci nie powiedział. Zrozumiałaś? Więc daj mi lepiej spokój i zajmij się swoimi sprawami i tym głupim kamieniem, który wczoraj znalazłaś. Jasne? - obezwładnił jej ręce i pocałował ją długo w policzek rzucając jej różdżkę pod nogi po czym szybko umknął do znajomych.
Osunęła się po ścianie wycierając rękawem czarnego swetra.
- Muszę wyparzyć twarz... - mruknęła sama do siebie podnosząc się z zimnej posadzki i idąc do stolika.
Wzrokiem znalazła wszystkich swoich przyjaciół kiwających do niej energicznie, usiadła z obojętnym wyrazem i chwyciła słodką bułkę w rękę zachłannie wbijając w nią zęby.
- Co się stało? Widzieliśmy jak gadałaś z tym kretynem, przecież kompletnie nas zignorowałaś, te dwie dziewczyny powiedziały nam, że jest ciężko, ale to ty wyciągnęłaś różdżkę, już mieliśmy po ciebie iść i ci pomóc, ale potem przypomniał nam się ten kamień, zaczęliśmy gadać, Andromeda znalazła jakieś informacje i... - Dołohow westchnął - No mów co jest. - spojrzał na nią z troską.
Uniosła wzrok.
- A kto powiedział, że coś jest?
- Nie przejęłaś się żadnym słowem, które powiedziałem, coś się musiało stać.
Uśmiechnęła się smutno.
- Nic, nieważne... Co mówiłeś o krysztale?
- Ale powiesz jak to coś ważnego?
- Co mówiłeś o krysztale...?
- Bellatrix...
- Co mówiłeś o krysztale?! - uniosła się.
Antonin zacisnął mocno usta, ale nic nie odpowiedział. Poczuł się obrażony i odwrócił się bokiem do dziewczyny.
- Pytaj Andromedy. - prychnął cicho.
W naturze piętnastolatki nie leżało nigdy poddawać się czyjejś woli. Wstała więc, wzięła torbę i wyszła bez słowa. Weszła do swojego pokoju, trzasnęła drzwiami i rzuciła się na ciemnozieloną kołdrę. Wtuliła twarz w miękką poduszkę i krzyknęła długo i głośno. Stłumiony dźwięk poniósł się po pustym pomieszczeniu. Mimo wszystko czuła, że nie jest sama. Rozglądając się uważnie sięgnęła do skrytki pod łóżkiem, w której leżał szmaragdowozielony przedmiot. Przyjrzała się dokładnie rysom na jego powierzchni i zdziwiła się. W jednym miejscu widniał widoczny znak Slytherina. "Czyżby Andzia miała rację...?" - zastanawiała się. Nie wiedziała jak długo tam siedziała. Patrzyła się i patrzyła w przecudowny, bardzo starannie wygrawerowany symbol. W jednym momencie przeszedł przez nią dreszcz. Rozejrzała się szybko - nikogo nie było. I znowu ten syk... I znowu ten głos...
- Ona umiera...
- Nikt jej już nie pomoże...
- CIERPI... Cierpi... cierpi...
- Ten ból...
- Słyszysz ten krzyk...?
- Śmierć jest blisko...
- Ona już prawie nie żyje...
- Twoja siostra.
Bella zerwała się na równe nogi i chwiejąc się ruszyła za oddalającym się głosem. Pędziła co sił w nogach, nikt nie mógł jej powstrzymać. Ze łzami w oczach i z wielkim strachem stwierdziła, że szum zagubił się gdzieś w salonie Ślizgonów. Opadła na kanapę i pogrążyła się w rozpaczy - co ona teraz zrobi?
* * *
- Ty debilu! Ty kretynie! - rozeźlona Alecto dźgała Dołohowa widelcem.
- Ale co ja zrobiłem?! To ją coś napadło i nie chciała nam powiedzieć o co chodzi!
- Ona teraz pewnie siedzi tam sama zrywając obrazy ze ścian! Musisz do niej iść... - dodała.
- Ja?! Czemu ja?! Ty jesteś przecież jej najlepszą przyjaciółką i w ogóle...
- Tchórz!
- Co?
- Tchórz! - powtórzyła Andromeda - Najzwyklejszy tchórz. Boisz się jej.
- Nie boję!
- Boisz.
- Nie boję! Udowodnię ci to! - warknął i pobiegł.
- Brawo młoda. Żeby zmusić do czegoś faceta wystarczy urazić jego dumę. - uśmiechnęła się siostra Carrow i przybiła piątkę brązowookiej.
Antonin stał tuż przed wejściem do pokoju wspólnego. Przyłożył do niego ucho i uważnie nasłuchiwał. Nie dochodziły z niego żadne dźwięki tłuczonego szkła, więc pomyślał, że nie musi być tak źle. Podał hasło i wszedł do środka. Wzrokiem odnalazł skuloną dziewczynę i coś w nim drgnęło. Wyciągnął jedną chusteczkę z tych znajdujących się na stoliku i podał ją zdezorientowanej nastolatce. Po paru sekundach już siedział koło niej i obejmował ją. Wtuliła się bardzo mocno w jego ramię i płakała.
- Opowiedz mi wszystko. - szepnął i pocałował ją w czoło.
* * *
- Więc gdzie zniknął ten... syk? - spytał patrząc czule na zmęczoną opowiadaniem dziewczynę.
Wskazała palcem na odcinek tuż przy schodach prowadzących do dormitorium. Chłopak stanął w tamtym miejscu i przyłożył policzek do podłogi. Żadne dźwięki nie wydobywały się spod miękkiego dywanu. Wstał i przeszedł się wzdłuż stolika, potem koło komody aż wreszcie palcami obmacał płótno na którym widoczna była postać założyciela ich domu. Przyjrzał się uważniej i z podniecenia aż strącił wazon z półki obok.
- B.. B.. Bella? Podaj mi proszę ten kamień. - wydukał.
Nastolatka wstała i niepewnie wyciągnęła dłoń. Chłopak chwycił przedmiot i dokładnie go obmacał. Ostrożnie obrócił kryształ i znakiem do góry wcisnął go w niewidoczną szczelinę w obrazie na lasce Slytherina. Brunetka pisnęła z wrażenia na widok otwierającej się ramy odsłaniającej dziurę w ścianie. Odruchowo złapała Dołohowa za dłoń. Uśmiechnął się pod nosem i cicho zapytał:
- Idziemy?
Spojrzała na niego i przygryzła wargę.
- Idziemy. - odparła.
Zrobiła niepewnie pierwszy krok i krzyknęła głośno. Antonin ścisnął mocno jej rękę i wkroczył za nią.
- Co jest?! - zapytał przerażony.
Nastolatka nie odpowiedziała, zaśmiała się tylko głośno, schyliła się do jego ucha, szepnęła "Nic" i poszła dalej. W duchu skarciła się za takie zachowanie, no, ale cóż każdy musi mieć trochę rozrywki. Szli bardzo ostrożnie długim tunelem, nasłuchując i cały czas trzymając się za ręce. Bella pamiętała ostatni raz jak zgubiła siostrę - nie chciała tego powtarzać. Kiedy o tym pomyślała rozległ się głos chłopaka za nią.
- Spójrz na to.
Zatrzymała się i wyciągnęła różdżkę. "Lumos" - mruknęła przybliżając ją do ściany.
- To wygląda jak formuła jakiegoś zaklęcia...
Naraz pomieszczenie wypełnił donośny syk. Dziewczyna przytuliła się do Dołohowa, który objął ją w pasie i nie puszczał. Stali tak przez dłuższy czas dopóki dźwięk nie ucichł.
- Co to było?
- Mówi, że mamy mało czasu. I że jeśli chcemy iść dalej nie możemy oglądać się już za siebie. Cokolwiek to znaczy...
- Nie możemy patrzeć na bliskich : Andromedę, Alecto, Amycusa i całą resztę bo i oni wkrótce mogą pożegnać się z tym wszystkim. I z życiem.
Odsunęła się od niego przerażona.
- O czym ty mówisz?
- Spójrz na to zaklęcie i poprzestawiaj litery.
Zapadła chwila milczenia podczas której piętnastolatka odczytywała zamazane znaki.
- Avada Kedavra widzisz? - wskazał palcem.
Oczy Bellatrix zwężały się utkwione w czarnym napisie. Potrząsnęła lekko głową i przełknęła głośno ślinę.
- Chodźmy.
Droga nie zajęła im wiele czasu, gdy przed sobą ujrzeli coś dziwnego. Dziewczyna opadła na kolana. Ciemna skała iskrzyła się tysiącami światełek.
- Prymitywne zagranie... - prychnął Antonin i wyciągnął mały nożyk.
- Co ty wyrabiasz?! - pisnęła wyrywając mu przedmiot.
- Przestań, zrobię małe rozcięcie na palcu jakbym się przeciął krojąc chleb... Tyle mu chyba wystarczy do zapłaty... - mruknął wykonując tą czynność.
Przez dłuższy czas cisza wypełniała pomieszczenie dopóki skała nie odsunęła się i nie zrobiła przejścia. Kolejne przeszkody pokonywali równie łatwo. Oboje byli pewni, że to tu powinni właśnie być, i że są coraz bliżej uwolnienia małej Cyzi. Myśleli tak dopóki nie ujrzeli przed sobą czarnej rozpadliny przez którą prowadził urwany pomost. Rozglądali się w poszukiwaniu mioteł, albo jakiejś wskazówki, ale nic takiego tam nie było.
- Chyba wiem co musimy zrobić... - Dołohowi trząsł się głos, a oczy miał załzawione. Przełknął ślinę i dodał - Tutaj się rozstaniemy.
- O czym ty mówisz? - wyszeptała przerażona chwytając chłopaka za ramiona.
- Most z jednej strony jest przerwany, jedno z nas musi zaczarować go tak by cały czas trzymał się w jednej pozycji, gdy to już będzie gotowe i druga osoba przejdzie na drugą stronę, uruchomi się... jak podejrzewam zapadnia i pierwsza osoba... no... Nie wiem co się wtedy stanie, ale wiem, że to muszę być ja.
- Chyba jesteś chory! Nie pozwolę na to by coś ci się stało! To dzięki tobie tu jestem! To dzięki tobie zaszłam tak daleko! To ty! Od początku to byłeś ty! A teraz przez jakąś głupią przepaść masz zniknąć?! Nie... Nie, ja na to nie pozwolę! To nie może się tak skończyć! Musi być jakieś inne wyjście! Musi! - krzyknęła.
- Ale nie ma... - wyjąkał. - Pozwól mi... Ty musisz iść ratować siostrę...
- Na pewno jest jakaś inna droga! Przecież to nie może być jedyny sposób!
- Bellatrix...
- Nie!
- Bellatrix...
- NIE!
W tym momencie coś w nich pękło. Dołohow przybliżył się do dziewczyny, położył jej ręce na biodrach, przyciągnął do siebie i pocałował ją. Stali długo. Bardzo długo. Mokre od łez policzki Belli ocierały się o jego twarz. I ten uspokajający liliowy zapach... Zapominając na chwilę o tym co muszą zrobić, stali tak przywarci do siebie. Po jednej części szczęśliwi. Wplótł palce w jej gęste, czarne włosy. Nie wiedział co nim kierowało, ani czemu tak postąpił, ale poczuł, że tak właśnie miało być. Po pewnym czasie odsunął się od niej. Promyk szczęścia i rozkoszy odbijał się przez chwilę w jej oczach, po czym zgasł jak gdyby przytłoczony ponurą mgłą roztaczaną przez trudną rzeczywistość. Zarzuciła mu ręce na szyję i ze smutkiem wyszeptała:
- Nie odchodź ode mnie...
Pocałował ją w szyję i zrobił krok w tył. Ustawił się w odpowiedniej odległości i zaczął czarować most. Stała w milczeniu zaciskając wargi. Wiedziała, że sama sobie poradzi, ale nie mogła znieść myśli, że coś może mu się stać. Ten nadęty debil znaczył dla niej tak wiele... Niepewnie zrobiła pierwszy krok i odwróciła się.
- Nie idę.
Spojrzał na nią z troską. Poszła dalej przez całą przepaść. Chwilę się zawahała. Spojrzała jeszcze raz na Antonina i jej oczy wypełniły łzy. Stanęła na drugiej stronie chowając twarz w dłoniach. Przeszywający krew w żyłach huk. Odwróciła się wolno, ale jedyne co zobaczyła, to była tylko czarna, kamienna ściana. Otarła buzię i westchnęła głęboko. Dalej musi iść sama.
* * *
Szła długo potykając się co chwilę, raniąc kolana podczas męczących wspinaczek, wysilając głowę i nadwyrężając różdżkę.
- Już niedaleko... - szepnął jej głos w głowie.
Na przeciw siebie ujrzała mały stolik. Starała się nie myśleć o Dołohowie, z którym nie wiadomo co się właściwie stało. Łzy napływały jej do oczu, ale posłusznie zajęła miejsce na krześle i czekała.
- Jesteś bardzo odważna... - syk powtórzył się. - Możesz być kimś wielkim... To coś siedzi tutaj... W twojej głowie Bellatrix...
Nastolatka zacisnęła pięści, ale nieznany osobnik kontynuował.
- Jesteś stworzona do wyższych celów... Nigdy nie zastanawiałaś się dlaczego zostałaś umieszczona akurat w tym domu? Dobrze wiesz, co tiara powiedziała ci podczas przydziału... "Jesteś częścią czarnej duszy, mrok zawładnie twoim sercem, ciekawe ilu ludziom zajdziesz za skórę... W twojej przyszłości jest tylko SLYTHERIN!".. Dziwne wyznanie prawda...? A myślisz, że co tiara powiedziała Narcyzie? Myślisz, że po co tu jest? Dlaczego jest taka odważna...? Będziesz wspaniałą Śmierciożerczynią Bellatrix... Przyłącz się do nas... Idź za moim głosem...
Nie wiedziała dlaczego to robi, ale podniosła się z miejsca i ruszyła przed siebie. Coś nią kierowało... A może była zahipnotyzowana? Nie wiedziała. Szła przed siebie z dumnie podniesioną głową. Nie rozglądała się na boki. Trwało to niesłychanie krótko. Zaraz za zakrętem światło stało się jasne, poraziło ją w oczy aż upadła. Ktoś podszedł do niej i przytulił ją mocno.
- Już po wszystkim. - szepnął. - Jesteś bezpieczna...
Uniosła głowę i spojrzała w niebieskie oczy Yaxleya, który momentalnie zbliżył swoją twarz do jej twarzy chcąc ją pocałować. Odepchnęła go od siebie i przewróciła na ziemię. Dobyła różdżki, którą przycisnęła mu do gardła. Rozejrzała się po sali. W kącie leżała związana Narcyza tuż obok przykutego Antonina... Rzuciła zaklęcie unieruchamiające i pobiegła do siostry.
- Już wszystko dobrze, kochana... Już dobrze! - płakała.
Rozwiązała Cyzię i przytuliła ją mocno do siebie. Bardzo posiniaczona jedenastolatka łkała cicho. Bella tuliła do piersi blondynkę uśmiechając się czule. Odkuła Dołohowa i wpadła mu w ramiona. Tuż za ich plecami rozległ się zgrzyt łamanych kości. Obrócili się gwałtownie, gdzie mała dziewczynka kopała blondyna w nos.
- Pomogę ci młoda... - mruknął piętnastolatek wyciągając magiczny przedmiot i krzycząc - Crucio!
Cała trójka stała teraz w jasnym przestronnym pomieszczeniu. Pytanie tylko jak stąd wyjść...
- A po co wychodzić? - syknął wyraźny głos tuż za ich plecami.
Spojrzeli w tamtym kierunku i ujrzeli wysokiego, czarnowłosego, dobrze zbudowanego mężczyznę. Jego skóra była już lekko zmęczona i podniszczona, a oczy podpuchnięte. Stał w otoczeniu kilkunastu zamaskowanych ludzi.
- Bellatrix, moja droga... Spisałaś się. - powiedział Voldemort.
~ ~ ~
No więc starałam się rozpisać nie wyjaśniając wam od razu wszystkiego :PP Nie wiem czy mi się to udało, czy was zainteresowałam, ale chciałam wpleść w to trochę takiego napięcia... ^^ Wy powinniście to ocenić <3 Dziękuję wam za wszystko :D Jesteście cudowni... Bardzo proszę o komentarze :* One dodają mi skrzydeł :33 Pozdrawiam was gorąco!!! :D
VI ~ "Oczy są ślepe, trzeba szukać sercem..."
~ ~ ~
Bellatrix opuściła skrzydło szpitalne już następnego dnia. Wróciła do pokoju Ślizgonów, weszła do swojego dormitorium i powróciła do swoich codziennych czynności. Na początku zajęła się poranną toaletą przy czym spróbowała doprowadzić do ładu swoje nieogarnięte włosy i zmyć z twarzy ślady zaciętej bitwy z koszmarem nocy - bezsennością. Następnie znalazła sobie jakieś świeże ciuchy i weszła do wanny z gorącą wodą. Po ubraniu się dopracowała szczegóły na swojej twarzy - błyszczyk i te sprawy - a potem spryskała się swoimi ulubionymi liliowymi perfumami. Była prawie gotowa. Założyła pasujące do spódnicy buty i z zaciętym wyrazem twarzy opuściła pomieszczenie. Skierowała się od razu do Wielkiej Sali, gdzie większość uczniów pochłaniała już śniadanie. Nie wahała się. Stanęła tuż nad blondynem i szarpnęła go z całej siły za włosy. Spadł z ławki i wśród chóralnego śmiechu zmierzył Bellę zabójczym spojrzeniem, po czym uśmiechnął się pod nosem.
- Pokazujemy pazurki?
- Za mną Yaxley. - warknęła władczym tonem i ruszyła ku korytarzowi.
Niebieskooki wstał, strzepał pył z koszuli w kratę i udał się za brunetką do pustego holu. Stanął i oparł się o ścianę patrząc na nią podejrzliwie.
- Jak ci mija weekend słonko? - spytał po chwili uśmiechając się szeroko.
- Nie "słonkuj" mi tu. - mruknęła odgarniając włosy na plecy. - Lepiej gadaj gdzie jest Cyzia. - wyciągnęła różdżkę.
- Ło ło ło... Spokojnie, kochanie, jeszcze zrobisz komuś krzywdę...
- Zamknij się i gadaj! - krzyknęła.
Oczy przechodzących koło nich Puchonek zatrzymały się przez chwilę na tym widoku, po czym nastolatki wbiegły pospiesznie do jadalni.
- Wiesz jest wiele teorii...
- Mów! - położyła mu dłoń na gardle.
- Chcesz znowu być w skrzydle szpitalnym? Bellatrix po co taka buźka ma się niszczyć?
- Jesteś kompletnym idiotą... Powiedz mi natychmiast Yaxley, chyba, że chcesz zmienić swoje położenie...
- Bardzo chętnie. - odparł po czym zamachnął się mocno, oderwał jej rękę od szyi, przycisnął ją do ściany i wyrwał różdżkę. - A teraz skarbie wysłuchaj mnie uważnie. Nic nie wiem o twojej zasmarkanej siostrze, a nawet gdybym wiedział to bym ci nie powiedział. Zrozumiałaś? Więc daj mi lepiej spokój i zajmij się swoimi sprawami i tym głupim kamieniem, który wczoraj znalazłaś. Jasne? - obezwładnił jej ręce i pocałował ją długo w policzek rzucając jej różdżkę pod nogi po czym szybko umknął do znajomych.
Osunęła się po ścianie wycierając rękawem czarnego swetra.
- Muszę wyparzyć twarz... - mruknęła sama do siebie podnosząc się z zimnej posadzki i idąc do stolika.
Wzrokiem znalazła wszystkich swoich przyjaciół kiwających do niej energicznie, usiadła z obojętnym wyrazem i chwyciła słodką bułkę w rękę zachłannie wbijając w nią zęby.
- Co się stało? Widzieliśmy jak gadałaś z tym kretynem, przecież kompletnie nas zignorowałaś, te dwie dziewczyny powiedziały nam, że jest ciężko, ale to ty wyciągnęłaś różdżkę, już mieliśmy po ciebie iść i ci pomóc, ale potem przypomniał nam się ten kamień, zaczęliśmy gadać, Andromeda znalazła jakieś informacje i... - Dołohow westchnął - No mów co jest. - spojrzał na nią z troską.
Uniosła wzrok.
- A kto powiedział, że coś jest?
- Nie przejęłaś się żadnym słowem, które powiedziałem, coś się musiało stać.
Uśmiechnęła się smutno.
- Nic, nieważne... Co mówiłeś o krysztale?
- Ale powiesz jak to coś ważnego?
- Co mówiłeś o krysztale...?
- Bellatrix...
- Co mówiłeś o krysztale?! - uniosła się.
Antonin zacisnął mocno usta, ale nic nie odpowiedział. Poczuł się obrażony i odwrócił się bokiem do dziewczyny.
- Pytaj Andromedy. - prychnął cicho.
W naturze piętnastolatki nie leżało nigdy poddawać się czyjejś woli. Wstała więc, wzięła torbę i wyszła bez słowa. Weszła do swojego pokoju, trzasnęła drzwiami i rzuciła się na ciemnozieloną kołdrę. Wtuliła twarz w miękką poduszkę i krzyknęła długo i głośno. Stłumiony dźwięk poniósł się po pustym pomieszczeniu. Mimo wszystko czuła, że nie jest sama. Rozglądając się uważnie sięgnęła do skrytki pod łóżkiem, w której leżał szmaragdowozielony przedmiot. Przyjrzała się dokładnie rysom na jego powierzchni i zdziwiła się. W jednym miejscu widniał widoczny znak Slytherina. "Czyżby Andzia miała rację...?" - zastanawiała się. Nie wiedziała jak długo tam siedziała. Patrzyła się i patrzyła w przecudowny, bardzo starannie wygrawerowany symbol. W jednym momencie przeszedł przez nią dreszcz. Rozejrzała się szybko - nikogo nie było. I znowu ten syk... I znowu ten głos...
- Ona umiera...
- Nikt jej już nie pomoże...
- CIERPI... Cierpi... cierpi...
- Ten ból...
- Słyszysz ten krzyk...?
- Śmierć jest blisko...
- Ona już prawie nie żyje...
- Twoja siostra.
Bella zerwała się na równe nogi i chwiejąc się ruszyła za oddalającym się głosem. Pędziła co sił w nogach, nikt nie mógł jej powstrzymać. Ze łzami w oczach i z wielkim strachem stwierdziła, że szum zagubił się gdzieś w salonie Ślizgonów. Opadła na kanapę i pogrążyła się w rozpaczy - co ona teraz zrobi?
* * *
- Ty debilu! Ty kretynie! - rozeźlona Alecto dźgała Dołohowa widelcem.
- Ale co ja zrobiłem?! To ją coś napadło i nie chciała nam powiedzieć o co chodzi!
- Ona teraz pewnie siedzi tam sama zrywając obrazy ze ścian! Musisz do niej iść... - dodała.
- Ja?! Czemu ja?! Ty jesteś przecież jej najlepszą przyjaciółką i w ogóle...
- Tchórz!
- Co?
- Tchórz! - powtórzyła Andromeda - Najzwyklejszy tchórz. Boisz się jej.
- Nie boję!
- Boisz.
- Nie boję! Udowodnię ci to! - warknął i pobiegł.
- Brawo młoda. Żeby zmusić do czegoś faceta wystarczy urazić jego dumę. - uśmiechnęła się siostra Carrow i przybiła piątkę brązowookiej.
Antonin stał tuż przed wejściem do pokoju wspólnego. Przyłożył do niego ucho i uważnie nasłuchiwał. Nie dochodziły z niego żadne dźwięki tłuczonego szkła, więc pomyślał, że nie musi być tak źle. Podał hasło i wszedł do środka. Wzrokiem odnalazł skuloną dziewczynę i coś w nim drgnęło. Wyciągnął jedną chusteczkę z tych znajdujących się na stoliku i podał ją zdezorientowanej nastolatce. Po paru sekundach już siedział koło niej i obejmował ją. Wtuliła się bardzo mocno w jego ramię i płakała.
- Opowiedz mi wszystko. - szepnął i pocałował ją w czoło.
* * *
- Więc gdzie zniknął ten... syk? - spytał patrząc czule na zmęczoną opowiadaniem dziewczynę.
Wskazała palcem na odcinek tuż przy schodach prowadzących do dormitorium. Chłopak stanął w tamtym miejscu i przyłożył policzek do podłogi. Żadne dźwięki nie wydobywały się spod miękkiego dywanu. Wstał i przeszedł się wzdłuż stolika, potem koło komody aż wreszcie palcami obmacał płótno na którym widoczna była postać założyciela ich domu. Przyjrzał się uważniej i z podniecenia aż strącił wazon z półki obok.
- B.. B.. Bella? Podaj mi proszę ten kamień. - wydukał.
Nastolatka wstała i niepewnie wyciągnęła dłoń. Chłopak chwycił przedmiot i dokładnie go obmacał. Ostrożnie obrócił kryształ i znakiem do góry wcisnął go w niewidoczną szczelinę w obrazie na lasce Slytherina. Brunetka pisnęła z wrażenia na widok otwierającej się ramy odsłaniającej dziurę w ścianie. Odruchowo złapała Dołohowa za dłoń. Uśmiechnął się pod nosem i cicho zapytał:
- Idziemy?
Spojrzała na niego i przygryzła wargę.
- Idziemy. - odparła.
Zrobiła niepewnie pierwszy krok i krzyknęła głośno. Antonin ścisnął mocno jej rękę i wkroczył za nią.
- Co jest?! - zapytał przerażony.
Nastolatka nie odpowiedziała, zaśmiała się tylko głośno, schyliła się do jego ucha, szepnęła "Nic" i poszła dalej. W duchu skarciła się za takie zachowanie, no, ale cóż każdy musi mieć trochę rozrywki. Szli bardzo ostrożnie długim tunelem, nasłuchując i cały czas trzymając się za ręce. Bella pamiętała ostatni raz jak zgubiła siostrę - nie chciała tego powtarzać. Kiedy o tym pomyślała rozległ się głos chłopaka za nią.
- Spójrz na to.
Zatrzymała się i wyciągnęła różdżkę. "Lumos" - mruknęła przybliżając ją do ściany.
- To wygląda jak formuła jakiegoś zaklęcia...
Naraz pomieszczenie wypełnił donośny syk. Dziewczyna przytuliła się do Dołohowa, który objął ją w pasie i nie puszczał. Stali tak przez dłuższy czas dopóki dźwięk nie ucichł.
- Co to było?
- Mówi, że mamy mało czasu. I że jeśli chcemy iść dalej nie możemy oglądać się już za siebie. Cokolwiek to znaczy...
- Nie możemy patrzeć na bliskich : Andromedę, Alecto, Amycusa i całą resztę bo i oni wkrótce mogą pożegnać się z tym wszystkim. I z życiem.
Odsunęła się od niego przerażona.
- O czym ty mówisz?
- Spójrz na to zaklęcie i poprzestawiaj litery.
Zapadła chwila milczenia podczas której piętnastolatka odczytywała zamazane znaki.
- Avada Kedavra widzisz? - wskazał palcem.
Oczy Bellatrix zwężały się utkwione w czarnym napisie. Potrząsnęła lekko głową i przełknęła głośno ślinę.
- Chodźmy.
Droga nie zajęła im wiele czasu, gdy przed sobą ujrzeli coś dziwnego. Dziewczyna opadła na kolana. Ciemna skała iskrzyła się tysiącami światełek.
- Prymitywne zagranie... - prychnął Antonin i wyciągnął mały nożyk.
- Co ty wyrabiasz?! - pisnęła wyrywając mu przedmiot.
- Przestań, zrobię małe rozcięcie na palcu jakbym się przeciął krojąc chleb... Tyle mu chyba wystarczy do zapłaty... - mruknął wykonując tą czynność.
Przez dłuższy czas cisza wypełniała pomieszczenie dopóki skała nie odsunęła się i nie zrobiła przejścia. Kolejne przeszkody pokonywali równie łatwo. Oboje byli pewni, że to tu powinni właśnie być, i że są coraz bliżej uwolnienia małej Cyzi. Myśleli tak dopóki nie ujrzeli przed sobą czarnej rozpadliny przez którą prowadził urwany pomost. Rozglądali się w poszukiwaniu mioteł, albo jakiejś wskazówki, ale nic takiego tam nie było.
- Chyba wiem co musimy zrobić... - Dołohowi trząsł się głos, a oczy miał załzawione. Przełknął ślinę i dodał - Tutaj się rozstaniemy.
- O czym ty mówisz? - wyszeptała przerażona chwytając chłopaka za ramiona.
- Most z jednej strony jest przerwany, jedno z nas musi zaczarować go tak by cały czas trzymał się w jednej pozycji, gdy to już będzie gotowe i druga osoba przejdzie na drugą stronę, uruchomi się... jak podejrzewam zapadnia i pierwsza osoba... no... Nie wiem co się wtedy stanie, ale wiem, że to muszę być ja.
- Chyba jesteś chory! Nie pozwolę na to by coś ci się stało! To dzięki tobie tu jestem! To dzięki tobie zaszłam tak daleko! To ty! Od początku to byłeś ty! A teraz przez jakąś głupią przepaść masz zniknąć?! Nie... Nie, ja na to nie pozwolę! To nie może się tak skończyć! Musi być jakieś inne wyjście! Musi! - krzyknęła.
- Ale nie ma... - wyjąkał. - Pozwól mi... Ty musisz iść ratować siostrę...
- Na pewno jest jakaś inna droga! Przecież to nie może być jedyny sposób!
- Bellatrix...
- Nie!
- Bellatrix...
- NIE!
W tym momencie coś w nich pękło. Dołohow przybliżył się do dziewczyny, położył jej ręce na biodrach, przyciągnął do siebie i pocałował ją. Stali długo. Bardzo długo. Mokre od łez policzki Belli ocierały się o jego twarz. I ten uspokajający liliowy zapach... Zapominając na chwilę o tym co muszą zrobić, stali tak przywarci do siebie. Po jednej części szczęśliwi. Wplótł palce w jej gęste, czarne włosy. Nie wiedział co nim kierowało, ani czemu tak postąpił, ale poczuł, że tak właśnie miało być. Po pewnym czasie odsunął się od niej. Promyk szczęścia i rozkoszy odbijał się przez chwilę w jej oczach, po czym zgasł jak gdyby przytłoczony ponurą mgłą roztaczaną przez trudną rzeczywistość. Zarzuciła mu ręce na szyję i ze smutkiem wyszeptała:
- Nie odchodź ode mnie...
Pocałował ją w szyję i zrobił krok w tył. Ustawił się w odpowiedniej odległości i zaczął czarować most. Stała w milczeniu zaciskając wargi. Wiedziała, że sama sobie poradzi, ale nie mogła znieść myśli, że coś może mu się stać. Ten nadęty debil znaczył dla niej tak wiele... Niepewnie zrobiła pierwszy krok i odwróciła się.
- Nie idę.
Spojrzał na nią z troską. Poszła dalej przez całą przepaść. Chwilę się zawahała. Spojrzała jeszcze raz na Antonina i jej oczy wypełniły łzy. Stanęła na drugiej stronie chowając twarz w dłoniach. Przeszywający krew w żyłach huk. Odwróciła się wolno, ale jedyne co zobaczyła, to była tylko czarna, kamienna ściana. Otarła buzię i westchnęła głęboko. Dalej musi iść sama.
* * *
Szła długo potykając się co chwilę, raniąc kolana podczas męczących wspinaczek, wysilając głowę i nadwyrężając różdżkę.
- Już niedaleko... - szepnął jej głos w głowie.
Na przeciw siebie ujrzała mały stolik. Starała się nie myśleć o Dołohowie, z którym nie wiadomo co się właściwie stało. Łzy napływały jej do oczu, ale posłusznie zajęła miejsce na krześle i czekała.
- Jesteś bardzo odważna... - syk powtórzył się. - Możesz być kimś wielkim... To coś siedzi tutaj... W twojej głowie Bellatrix...
Nastolatka zacisnęła pięści, ale nieznany osobnik kontynuował.
- Jesteś stworzona do wyższych celów... Nigdy nie zastanawiałaś się dlaczego zostałaś umieszczona akurat w tym domu? Dobrze wiesz, co tiara powiedziała ci podczas przydziału... "Jesteś częścią czarnej duszy, mrok zawładnie twoim sercem, ciekawe ilu ludziom zajdziesz za skórę... W twojej przyszłości jest tylko SLYTHERIN!".. Dziwne wyznanie prawda...? A myślisz, że co tiara powiedziała Narcyzie? Myślisz, że po co tu jest? Dlaczego jest taka odważna...? Będziesz wspaniałą Śmierciożerczynią Bellatrix... Przyłącz się do nas... Idź za moim głosem...
Nie wiedziała dlaczego to robi, ale podniosła się z miejsca i ruszyła przed siebie. Coś nią kierowało... A może była zahipnotyzowana? Nie wiedziała. Szła przed siebie z dumnie podniesioną głową. Nie rozglądała się na boki. Trwało to niesłychanie krótko. Zaraz za zakrętem światło stało się jasne, poraziło ją w oczy aż upadła. Ktoś podszedł do niej i przytulił ją mocno.
- Już po wszystkim. - szepnął. - Jesteś bezpieczna...
Uniosła głowę i spojrzała w niebieskie oczy Yaxleya, który momentalnie zbliżył swoją twarz do jej twarzy chcąc ją pocałować. Odepchnęła go od siebie i przewróciła na ziemię. Dobyła różdżki, którą przycisnęła mu do gardła. Rozejrzała się po sali. W kącie leżała związana Narcyza tuż obok przykutego Antonina... Rzuciła zaklęcie unieruchamiające i pobiegła do siostry.
- Już wszystko dobrze, kochana... Już dobrze! - płakała.
Rozwiązała Cyzię i przytuliła ją mocno do siebie. Bardzo posiniaczona jedenastolatka łkała cicho. Bella tuliła do piersi blondynkę uśmiechając się czule. Odkuła Dołohowa i wpadła mu w ramiona. Tuż za ich plecami rozległ się zgrzyt łamanych kości. Obrócili się gwałtownie, gdzie mała dziewczynka kopała blondyna w nos.
- Pomogę ci młoda... - mruknął piętnastolatek wyciągając magiczny przedmiot i krzycząc - Crucio!
Cała trójka stała teraz w jasnym przestronnym pomieszczeniu. Pytanie tylko jak stąd wyjść...
- A po co wychodzić? - syknął wyraźny głos tuż za ich plecami.
Spojrzeli w tamtym kierunku i ujrzeli wysokiego, czarnowłosego, dobrze zbudowanego mężczyznę. Jego skóra była już lekko zmęczona i podniszczona, a oczy podpuchnięte. Stał w otoczeniu kilkunastu zamaskowanych ludzi.
- Bellatrix, moja droga... Spisałaś się. - powiedział Voldemort.
~ ~ ~
No więc starałam się rozpisać nie wyjaśniając wam od razu wszystkiego :PP Nie wiem czy mi się to udało, czy was zainteresowałam, ale chciałam wpleść w to trochę takiego napięcia... ^^ Wy powinniście to ocenić <3 Dziękuję wam za wszystko :D Jesteście cudowni... Bardzo proszę o komentarze :* One dodają mi skrzydeł :33 Pozdrawiam was gorąco!!! :D
Subskrybuj:
Posty (Atom)